wtorek, 4 czerwca 2019

Paullina Simons - Łowca tygrysów


Poruszony i onieśmielony.
Dotknięty subtelnością słowa i lekkością tej przedziwnej w swej materii opowieści.
Poszukujący słów, które od dawna nie chcą do mnie przyjść, gdyż dzięki temu nadmiar emocji przepełniających mą duszę byłby możliwy do wyrażenia w majestacie liter, zdań, czy może akapitów. To tak niewiele, a jak dużo.
Nie spodziewałem się, że dzięki autorce odnajdę w sobie chęć do dotykania i odkrywania, zgłębiania i poszukiwania, w historii Juliana i tego, co odkryło się na dnie jego serca.


Julian zobaczył słońce za dnia zastępującego noc, zapłonęły wszystkie komety, oczy planet przypominały płomienie, płonął cały świat, nie łagodnie, ani nostalgicznie, lecz gwałtownie, gdy jedno ludzkie serce zderzyło się z drugim.

To jedno zdanie to jak początek i koniec, alfa i omega, wszystko, co za nami i wszystko, co jeszcze może się wydarzyć w podróży przez światy, miejsca, chwile zawieszone w czasie ku pięknej materii w osobie Josephine Collins, choć chwilę później także Mary.

Potem niewiele się wydarzyło.
Tylko niebo się otworzyło i spadł deszcz gwiazd.


Potem było już o jeden oddech za późno... potem serce potrzebowało jedną, drugą, kolejną minutę, aby tętent pędzących koni ucichł w skroniach. Aby oddech spokojny powrócił. Niecierpliwie już czekam na ciąg dalszy...

Paullina Simons, Łowca tygrysów, Świat Książki, Warszawa 2019 

Brak komentarzy: