środa, 22 lutego 2023

Stephanie Bonvicini - Louis Vuitton. Francuska saga

Przyszła
ta długo oczekiwana chwila, aby wspomnieć o Tobie Louis i choć w drobnym stopniu przybliżyć potomnym Twoją wyjątkową pod każdym względem spuściznę. Jestem przekonany, że marka Louis Vuitton jest znana wszystkim, no może jest malutki procent populacji, która nigdy nie miała styczności z eleganckimi torbami, walizkami, czy też kuferkami. Nie zdziwiłbym się też, gdyby był to znacznie większy procent tych, którzy nigdy nie słyszeli o tej marce.
Jednak żadna dama nie potrafi i nie jest w stanie obejść się bez gustownych walizek, czy może kuferków, które firma posiada w swojej bogatej ofercie. Przyznam się, że kiedy odkrywałem pierwsze strony tej książki w mojej świadomości zaczęły pojawiać się obrazy z pewnego filmu, komedii romantycznej, w której szlachetny Louis Vuitton grał swoją główną rolę. Przynajmniej przez jakiś czas.
Przyznać trzeba, że twórcom, Oświadczyn po irlandzku udało się w doskonały sposób wkomponować pewien gustowny kuferek w interesujące poczynania zupełnie obcych sobie bohaterów. I przyznać również trzeba, że to Louis w jakiś sposób ich do siebie zbliżył. Jest to jedyny znany mi przypadek, gdy element wyposażenia, dodatek do podróży, nie jest bez znaczenia dla treści opowiadanej historii.
Pozostawiając jednak filmową dygresję gdzieś z boku mamy już pełną świadomość, co tak naprawdę stanowi o wielkości marki Louis Vuitton i na czym od samego początku się ona opiera. 57 lat Louis Vuitton czekał pracując dzień w dzień w pocie czoła, aby jego firma, a tym samym marka Louis Vuitton zaistniała na dobre w świecie. Ponad pół wieku budowania imperium, które obecnie dostrzegalne i rozpoznawalne jest w każdym eleganckim hotelu, kurorcie, czy może w sklepie z galanterią skórzaną i podróżniczą.
Stéphanie Bonvicini w swojej książce, Louis Vuitton dokonała dogłębnej analizy kształtowania się wizji, która sprawiła, że młody, niewykształcony chłopak z prowincji (przez długi czas nie umiał czytać i pisać), syn młynarza, potrzebował dwóch lat, aby dotrzeć do Paryża. Te dwadzieścia cztery miesiące odrobinę go ukształtowały, pozwoliły nabrać określonego doświadczenia w pracy z drewnem, w którym widział swoje powołanie i w której przez ten czas w różnych miejscach zyskiwał doświadczenie. Musiało jednak jeszcze upłynąć wiele wody w Sekwanie, aby młody, nieopierzony pakowacz mógł pomyśleć o czymś nowym, co będzie wpisywało się nie tylko w epokę, ale będzie też w maksymalny, możliwy sposób wypełniało jej potrzeby.
Jednak epoka miała mu wiele do zaoferowania. Liczne ekspedycje na krańce nieodkrytego jeszcze do końca świata, znacznie bliższe podróże, które stopniowo zaczynały być modne, wreszcie ciągłe zmiany w modzie, które Louis od zawsze uważnie obserwował – wszystko to nie było bez znaczenia dla rozwoju towarów, którymi się zajął i które z wielką starannością i pieczołowitością zaczął wytwarzać.
 
Przyznać trzeba, że choć nie jest to powieść, a jedynie doskonale napisany rys biograficzny czyta się ją, jak doskonałą powieść. Stephanie Bonvicini starannie i ze znajomością tematu pokazała rozwój firmy na tle przemian, jakie w panowały w Europie i na świecie w drugiej połowie wieku XIX, na początku wieku XX. Również później, gdy Europą wstrząsały dwa potężne wojenne kataklizmy. W każdym z tych okresów Louis, jego syn Georges, a także wnuk Gaston mieli coś ważnego do dodania na rzecz rozwoju wielkiej, rodzinnej firmy, choć nie zawsze zgodnie z wolą nestora założyciela tego wielkiego z czasem ekskluzywnego imperium. To właśnie Georges robił wszystko, aby odejść, uciec od nazwy firmy, w której znalazło się jedynie imię i nazwisko jego ojca, a o nim samym nie było tam nawet słowa.
Stąd nie bez znaczenia był określony zabieg, który poczynił tuż przed śmiercią:

Nigdy nie dowiemy się, co spowodowało u Louisa Vuittona, u schyłku jego życia, tę potrzebę ochrony wszystkich modeli swym podpisem. Czy obawiał się manipulacji Georges’a? Czy przeczuwał, że jego nazwisko zniknie, gdy tylko zabraknie mu sił? Pamiętał, że u notariusza proponowano mu, aby spisać dokumenty, w których firma nosiłaby nazwę „Vuitton i syn” albo „Vuitton i Vuitton”. I wcale mu się to nie podobało – nie życzył sobie Vuittona bez Louisa.
Katalog pojawił się w styczniu 1892 roku. Trzydziestopięciostronicowy bilans życia.

Do dziś pamiętam piękną oprawę sklepu firmowego w Alejach Jerozolimskich w Warszawie, którą był ni mniej ni więcej tylko kuferek, a przynajmniej jego fragment. Pomysłowe i jakże oryginalne, a książkę Stephanie Bonvicini polecam z czystym sumieniem każdemu kto choć trochę lubi i ceni dobry styl, a także klasę i elegancję samą w sobie. 
Nie mylić ze snobizmem.

Stéphanie Bonvicini, Louis Vuitton. Francuska saga, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2015

Brak komentarzy: