Przy ujściu Tote Weichsel, gdzie rzeka łączyła się z Bałtykiem, znajdowała się wąska piaszczysta mierzeja, która z czasem stawała się coraz mniejsza i mniejsza, aż w końcu zniknie pod wodą. To było Westerplatte. W środku lata plaże były tu bardziej oblegane niż w Zoppocie. Właśnie tutaj, rozsiane wśród drzew, znajdowały się bunkry, które były jedynymi polskimi obiektami militarnymi w całym Gdańsku. Stacjonowały tu setki żołnierzy. Bez specjalnego powodu, chyba tylko dlatego, że mogli. Kiedy Liga Narodów powołała do życia Wolne Miasto, ten skrawek ziemi miał złagodzić gniew Polaków wynikający z tego, że miasto będące częścią Polski, przestało być polskie. (...)
Na kilka stron przed końcem, kiedy wszystko jest już prawie jasne, a do powiedzenia została jedynie ostania mowa bez cienia wątpliwości przyznać muszę, że lepszego kryminału nie czytałem od lat. I jestem pełen podziwu wyważonego, dobrego, czy raczej doskonałego pióra Michaela Russella.