Z perspektywy czasu książka O fotografii to wyjątkowe pod każdym względem spojrzenie na to, czym jest fotografia, jak była postrzegana kilkadziesiąt lat wstecz i czym tak naprawdę stała się obecnie.
(…) Koniec końców, przeżycie utożsamiamy z utrwaleniem przeżywanego momentu na zdjęciu, a uczestnictwo w głośnym wydarzeniu staje się coraz częściej równoznaczne z oglądaniem tego wydarzenia na fotografii. Najlogiczniejszy spośród dziewiętnastowiecznych estetów, Mallarme, powiedział, że wszystko na świecie istnieje po to, aby znaleźć się w książce. Dzisiaj wszystko istnieje po to, by znaleźć się na fotografii.
[s. 33]
Od napisania cytowanych słów minęły bez mała prawie cztery dekady, jakże wiele się w tym czasie zmieniło, jak mocno zmieniła się również nasza świadomość postrzegania świata i wszystkiego, co nas otacza. Artystyczna wizja kreowania rzeczywistości, której początek datowany jest na 1839 rok została zabita przez wszechobecne telefony komórkowe, a także coraz bardziej popularne tablety. Zamiast odbierać i przekazywać dalej emocje wolimy je uwieczniać na wszystkim, co wpadnie w rękę nie zawsze mając świadomość, że później i tak nie będzie nie tylko nic widać, ale tym bardziej oglądać. I przewrotne w tym wszystkim jest ujęcie Placu Św. Piotra dziś i osiem lat wstecz, wtedy dłonie nie były zajęte, teraz blask wszelkiego rodzaju wyświetlaczy był większy, niż światło otaczających plac lamp.
Susan Sontag sprawiła, że sam, jako fotograf zyskałem zupełnie nowe, szersze spojrzenie na otaczającą mnie rzeczywistość. Tutaj nie ma czytania szybkiego kartka za kartką, tutaj pojawia się delektowanie się każdą stroną, każdą myślą, ciągłe rozważanie słuszności tego, co napisała i poruszyła autorka.
Byłoby miło, gdyby każdy, kto choć odrobinę zmierza w stronę fotografii zapoznał się z tą książką, aby nie zasypywały nas kolejne tysiące, setki tysięcy nic nie znaczących obrazów.
(…) Epoka, w której wykonywanie zdjęć wymagało drogich i trudnych w obsłudze urządzeń-zabawek dostępnym zawodowcom, bogaczom i obsesjonatom, wydaje się bardzo odległa od epoki zgrabnych aparatów kieszonkowych, zachęcających wszystkich do „pstrykania”. [s. 14]
No właśnie, choć stało się coś więcej, coś czego autorka chyba nie była w stanie przewidzieć. Mądrość tej książki nie ma sobie równych.
Susan Sontag, O fotografii, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2009
(…) Koniec końców, przeżycie utożsamiamy z utrwaleniem przeżywanego momentu na zdjęciu, a uczestnictwo w głośnym wydarzeniu staje się coraz częściej równoznaczne z oglądaniem tego wydarzenia na fotografii. Najlogiczniejszy spośród dziewiętnastowiecznych estetów, Mallarme, powiedział, że wszystko na świecie istnieje po to, aby znaleźć się w książce. Dzisiaj wszystko istnieje po to, by znaleźć się na fotografii.
[s. 33]
Od napisania cytowanych słów minęły bez mała prawie cztery dekady, jakże wiele się w tym czasie zmieniło, jak mocno zmieniła się również nasza świadomość postrzegania świata i wszystkiego, co nas otacza. Artystyczna wizja kreowania rzeczywistości, której początek datowany jest na 1839 rok została zabita przez wszechobecne telefony komórkowe, a także coraz bardziej popularne tablety. Zamiast odbierać i przekazywać dalej emocje wolimy je uwieczniać na wszystkim, co wpadnie w rękę nie zawsze mając świadomość, że później i tak nie będzie nie tylko nic widać, ale tym bardziej oglądać. I przewrotne w tym wszystkim jest ujęcie Placu Św. Piotra dziś i osiem lat wstecz, wtedy dłonie nie były zajęte, teraz blask wszelkiego rodzaju wyświetlaczy był większy, niż światło otaczających plac lamp.
Susan Sontag sprawiła, że sam, jako fotograf zyskałem zupełnie nowe, szersze spojrzenie na otaczającą mnie rzeczywistość. Tutaj nie ma czytania szybkiego kartka za kartką, tutaj pojawia się delektowanie się każdą stroną, każdą myślą, ciągłe rozważanie słuszności tego, co napisała i poruszyła autorka.
Byłoby miło, gdyby każdy, kto choć odrobinę zmierza w stronę fotografii zapoznał się z tą książką, aby nie zasypywały nas kolejne tysiące, setki tysięcy nic nie znaczących obrazów.
(…) Epoka, w której wykonywanie zdjęć wymagało drogich i trudnych w obsłudze urządzeń-zabawek dostępnym zawodowcom, bogaczom i obsesjonatom, wydaje się bardzo odległa od epoki zgrabnych aparatów kieszonkowych, zachęcających wszystkich do „pstrykania”. [s. 14]
No właśnie, choć stało się coś więcej, coś czego autorka chyba nie była w stanie przewidzieć. Mądrość tej książki nie ma sobie równych.
Susan Sontag, O fotografii, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2009
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz