niedziela, 5 sierpnia 2018

Elizabeth Gilbert - Botanika duszy

Poszukiwanie właściwych słów ma to do siebie, iż nie zawsze pisząc jesteśmy świadomi tego, że są to te właściwe. Że to właśnie nimi chcielibyśmy się podzielić oddając świadomie wszystkie te uczucia, które pojawiły się w trakcie lektury, Botaniki duszy.
 
Długo zwlekałem, aby wydobyć na powierzchnię ziemi niesamowitość, niezwykłość, radość i wreszcie wzruszenie, jakiego zaznałem dzięki jedynemu w swoim rodzaju literackiemu talentowi Elizabeth Gilbert. Bo, to, czego dokonała za sprawą swojej powieści na długo odebrało mi mowę i nawet teraz, gdy minął bez mała tydzień od czasu, gdy zamknąłem książkę, wciąż nie do końca wiem, jak prostym słowem opowiedzieć historię kobiety, której życie poruszyło mnie do żywego.
Alma Whittaker już od małego była kształtowana przez rodziców na wykształconą, mądrą, oczytaną w przyszłości kobietę, której osoba będzie wyprzedzała epokę. I poniekąd tak się stało, tylko jak wielkim kosztem.
Dorastała w bogactwie i dobrobycie, które zawdzięczała swoim zamożnym, lecz ekscentrycznym rodzicom, przybyszom ze Starego Świata, którzy w Ameryce dorobili się fortuny, gdzie przez lata państwo Whittakerowie trafiając we właściwym czasie do Filadelfii wraz z tym miastem i jego potrzebami wznieśli się na szczyty bogactwa. To oni sadzali pięciolatkę przy stole w trakcie politycznych, naukowych, społecznych dyskusji oczekując od dziecka czynnego udziału w nich. I co może dziwić już od dziecka przejawiała niezwykłą, jak na swój jakże młody wiek, mądrość i od dziecka zżyła się ze światem, który uczył ją obcowania z przyrodą: 

Podczas dziewiątego upalnego lata swego życia Alma Whittaker całkowicie samodzielnie nauczyła się odczytywać godzinę na podstawie obserwacji zachowania kwiatów. Zauważyła, że zawsze o piątej rano otwierają się kwiatostany kozibrodów. O szóstej otwierają płatki stokrotki oraz pełniki. Gdy zegar bije na siódmą, rozchylają kwiaty mlecze. O ósmej przypada czas na szkarłatny kurzyślad. O dziewiątej godzinie: na gwiazdnicę. O dziesiątej: polny szafran. O jedenastej proces zaczyna się odwracać. W południe zamyka płatki kozibród. O pierwszej zamyka się gwiazdnica. O trzeciej składa kwiatostany mlecz. Jeśli Alma nie zdoła wrócić do domu, z umytymi rękami, punktualnie na godzinę piątą – kiedy zamykają się pełniki, a zaczyna otwierać płatki wiesiołek – niechybnie czekały ją kłopoty. 

A gdy jeszcze nagle w środku nocy w życiu małej Almy pojawiła się jej śliczna nad wyraz przyrodnia siostra Prudence przez chwilę mogło się wydawać, że znalazła bratnią duszę, siostrę, którą pokocha całym sercem. Jednak los miał wobec nich zupełnie inne plany.
Elizabeth Gilbert podarowała czytelnikom historię dziewczyny, która dorastając coraz bardziej traciła nadzieję na miłość, radość i szczęście. Życie Almy nigdy nie było tak do końca pogodne, przez chwilę, gdy pojawiła się przyjaciółka Retta Snow, wszystkie trzy przez moment mogły mówić o szczęściu, ale czym jest malutki moment w bezmiarze trudnego, ponurego, pozbawionego blasku, życia? Potrzeba było wielu lat i wielu wyrzeczeń, aby zrozumieć błędy młodości i jedynie próbować, choć w drobnym stopniu im zaradzić.
Po raz pierwszy czuję się onieśmielony faktem wyjątkowego emocjonalnego bogactwa, Botaniki duszy. Boję się, że tekst, którym chciałbym oddać mój szczery zachwyt nad książką może nawet w drobnym stopniu nie bać taki, jakiego był sobie życzył.
A jednak pomimo tego faktu i tej onieśmielającej niepewności warto podkreślić wyjątkową pod każdym względem doniosłość tego Dzieła, bo, że jest to wielkie, literackie Dzieło nie mam żadnych wątpliwości. Wystarczyło raptem kilkanaście stron, abym wiedział, że to, co spotka mnie dalej długo jeszcze nie będzie miało sobie równych.
Botanika duszy dotknęła bezmiaru mojej duszy i pozostanie w niej na długo… kto wie, może na zawsze.

Elizabeth Gilbert, Botanika duszy, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2014

Brak komentarzy: