Kiedy w 2006 roku Jan Komasa nakreślił pierwszy szkic scenariusza Miasto 44 nikt chyba nie sądził, a tym bardziej on sam, że na efekt końcowy przyjdzie nam czekać aż osiem lat. A jednak musiała minąć prawie dekada, aby objawił się światu obraz, który nie tylko opowiada o powstaniu warszawskim, ale jest to również urzekający epos historyczny opowiedziany przez młodych ludzi i do młodych w dużej mierze skierowany. Choć nie jest powiedziane, że dużo starszy widz nie wyjdzie po sensie wzruszony i poruszony.
To, co podkreślał reżyser w trakcie konferencji prasowej i co już wcześniej pojawiło się w materiałach dotyczących produkcji tego filmu – intencją twórców było opowiedzenie losów ludzi, a nie konkretnych dowódców, czy też ich oddziałów. Młodych ludzi, którzy z różnym nastawieniem stawali do walki w godzinie „W” i zachodzących w nich zmianach, jaki następowały pod wpływem wydarzeń i przebiegu walk.
Jednocześnie jest to historia trójki młodych ludzi, których los połączył w określonym miejscu i czasie. Stefan nie zamierzał walczyć. Chciał tylko spokojnie doczekać końca wojny będąc pod wpływem nadopiekuńczej matki i znacznie młodszego brata. Jednak środowisko, w które nagle wkroczył, dziewczyny, którym chciał zaimponować, wreszcie ostatnie chwile spokojnego lata – podjęcie decyzji nie było łatwe.
Z upływem dni to Biedronka (świetna rola młodziutkiej Zofii Wichłacz) stanie się jego bratnią duszą i to ona na przekór od dawna zakochanej w nim Kamie (Anna Próchniak) będzie miała na Stefana znacznie większy wpływ. Żadne z nich nie zdaje sobie jednak sprawy, co przez te blisko sześćdziesiąt dni stanie się ich udziałem.
Punktem odniesienia całej opowieści jest szlak bojowy Zgrupowania „Radosław”, które rozpoczynało powstanie na Woli (zdobycie magazynów SS i jednolite panterki), dociera na Starówkę, aby po ewakuacji kanałami do Śródmieścia w ostatnich dniach powstania walczyć na Czerniakowie. Dzięki temu mamy zmieniające się miejsca, nastroje, emocje.
To również niesamowita praca kilkuset osób zaangażowanych w produkcję od strony scenograficznej, budowlanej, tych wszystkich, którzy zadbali o wierne odwzorowanie tamtych dni. Nie bez znaczenia jest też udział Jana Komasy w projekcie, Powstanie Warszawskie, gdyż praca przy tym filmie zaowocowała niezwykłym w swej materii efektem końcowym, Miasta 44. Lepszego materiału źródłowego nie można było sobie wymarzyć, a drugi dom, jakim przez lata dla Jana Komasy stało się Muzeum Powstania Warszawskiego i liczne konsultacje z powstańcami tylko uwiarygodniły przedstawioną w filmie historię.
Wiele czynników złożyło się na określony kształt tego filmu, jednak to przede wszystkim konsekwencja i upór reżysera, który temu projektowi poświęcił ćwierć swego życia, a także zaangażowanie producenta Michała Kwiecińskiego w pozyskanie środków, sprawiły, że dziś możemy oglądać to wyjątkowe dzieło.
I już na zakończenie warto zatrzymać się przed pewnym epizodem z 13 sierpnia 1944 roku dotykającym wybuchu pojazdu gąsienicowego, potocznie zwanego bowgardem, (zainteresowanych tematem odsyłam do doskonałej publikacji Tajemnicza rana wydanej dosyć niedawno nakładem Wydawnictwa W.A.B.), który sam w sobie jest ważnym wydarzeniem z okresu walk o Stare Miasto. Jednocześnie wydarzenia te oglądamy w spojrzeniu Biedronki, cichej, uroczej, zakochanej Biedronki, gdy ciężar filmu przez długi czas spada na jej barki.
Klamrą spinającą całość opowieści jest szczególna pod każdym względem oprawa muzyczna. Są kompozycje specjalnie napisane na potrzeby filmu, ale są też takie, jak Dziwny jest ten świat Czesława Niemena i zdawać by się mogło, że zupełnie nie na miejscu, ale jest wręcz przeciwnie. Siedemdziesiąt lat później można być dumnym, że polski reżyser opowiedział o polskim powstaniu właśnie w taki, a nie inny sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz