niedziela, 16 lutego 2020

Magdalena Kordel - Malownicze. Tajemnica bzów

J
akiś czas temu Malownicze przeniknęło do naszej świadomości przynosząc te wszystkie odczucia i pragnienia, jakich oczekujemy w momencie, gdy bierzemy do ręki książkę. Czytamy, bo lubimy, bo szukamy odskoczni od codzienności, wreszcie czytamy, bo pragniemy dotrzeć tam, gdzie jak dotąd nikt przed nami nie dotarł.
Kiedy po raz pierwszy sięgnąłem po Malownicze nie miałem wątpliwości, że spotka mnie coś naprawdę dobrego i wyjątkowego. Magdalena Kordel już po kilku stronach oczarowała mnie lekkością pióra i pewną, trudną jednak do nazwania umiejętnością docierania do czytelnika.
Nie jest tajemnicą, że wszyscy teraz piszą darując nam, czytelnikom, mniej lub bardziej udane dzieła. Takie, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego, ale też takie które poruszają zmysły i radują duszę.

Sarah Jio - Jeżynowa zima

Gdzieś uciekła ta lekka, swobodna myśl, którą chciałem się z Tobą podzielić. Ta sama myśl, która sprawiła, że po lekturze Jeżynowej zimy zrobiło mi się błogo i jakoś miło.

Na ostatnich stronach książki, którą rzecz jasna proponuję poznać od początku do końca, ukrywa się inspiracja, która pchnęła autorkę w twórczy wir poszukiwań literackiego spełnienia. Stąd śnieg, który nagle spadnie w maju, paraliżując życie Seattle przebudzi z traumy Claire. Tragedia, która dotknęła ją rok wcześniej, wniosła niewyobrażalny ból do jej serca i życia, wreszcie położyła się cieniem na jej małżeństwie.
Pozornie niepozorny materiał, który ma napisać o śnieżycy w maju, zaowocuje historią, która odmieni bieg Ziemi, ale przede wszystkim odmieni losy wielu bliskich jej osób. Jednocześnie w trakcie swoich dziennikarskich poszukiwań odbędzie podróż w czasie, która paradoksalnie pomoże również uporządkować jej własne życie i nadać mu jasny, określony cel.

niedziela, 9 lutego 2020

Robert Foryś - Bóg, honor, trucizna

Sienkiewicz byłby dumny!


Jakiś czas minął, gdy jako dorastający chłopak z niezwykłą przyjemnością odkrywałem uroki Potopu, a w jakiś czas później chyba Ogniem i mieczem czerpiąc z nich wszystko, co najlepsze. W czasach, gdy po książkę musiałem się wybrać do pobliskiej biblioteki, a tam wędrując pomiędzy zakurzonymi regałami znaleźć dla siebie godną uwagi lekturę.
Wiele lat później wpadły mi w rękę dwie powieści wydane nakładem Świata Książki, a dzięki staraniom amerykańskiego autora w niesamowity sposób odmalowały okres napoleoński na ziemiach polskich. Nie ponaglaj rzeki, a także jej kontynuacja, Pod purpurowym niebem, których autorem jest James Conroyd Martin na długo zapadły mi w pamięć i musiało minąć prawie dziesięć lat, aby na polskim rynku wydawniczym pojawiła się powieść, godna tych, o których wspominam powyżej.

Andrew Miller - Przemyślny ból

O
statni raz coś podobnego czułem czytając Pachnidło, a także gdzieś po drodze Dzwony. W obu wspomnianych przypadkach były to historie, które niezachwianym pozostawiły fakt siły, radości i spełnienia, które dane było mi wynieść z lektury poruszającej każdą materię ludzkiej duszy.
Słowa rzadko, kiedy tworzą coś więcej, niż zbiór zdań, akapitów, rozdziałów, czy w konsekwencji dzieło końcowe, mniej lub bardziej udaną powieść. Słowa będące kwestią przypadku nie są niczym więcej, jak robieniem sztuki dla sztuki, zapełnianiem przestrzeni intelektualnej nic nieznaczącymi frazesami.
Na szczęście wśród przeciętności, również wśród książek dobrych zdarzają się też literackie perełki. Literackie dzieła sztuki, a Andrew Miller miał niebywałe szczęście popełnić jedną z nich, magicznych w swej niezwykłości, literackich perełek.

Víctor Del Árbol - Smutek samuraja

Recenzja doceniona swego czasu przez autora 
z odległej Hiszpanii, co miłe i co cieszy.

Świadomość tej książki przenika mój umysł coraz bardziej. Chwilę czekała, aby po nią sięgnąć, ale teraz, kiedy to się stało wyjątkowa historia zaskakuje z każdą przeczytaną stroną. Kiedy do końca pozostało niespełna sto stron i prawie wszystko jest już jasne już teraz śmiało mogę stwierdzić, że jest to jedna z najlepszych powieści, jakie czytałem na przestrzeni ostatnich lat.
Nie mam odniesienia do Cienia wiatru Zafóna, nie znam jej, a do tej właśnie powieści porównywany jest przed wydawcę Smutek samuraja i choć nie mam świadomości tej pierwszej, to ta druga jest bez wątpienia arcydziełem. Słowo, którego nie nadużywam, słowo, którego się boję, gdyż ma w sobie niesamowitą wręcz siłę, wreszcie słowo, które zarezerwowane jest jedynie dla książek wybitnych, a za taką, nawet nie znając jej zakończenia, uważam Smutek samuraja.