Gdzieś pomiędzy słowami można dostrzec dzień świstaka i gdzieś tam wciąż stoją na kominku złamane, zwiędłe róże. Gdzieś tam zaczyna się szczególna podróż w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę wydarzyło się dwadzieścia lat wcześniej. I jakie konsekwencje wydarzenie to może przynieść mi dziś.
Nagrodzony na tegorocznym festiwalu w Cannes nowy film Jima Jarmuscha Broken Flowers to przezabawna opowieść z zaskakującym zakończeniem. Tak wyjątkowym, iż do tej pory nie wiem, jak się do niego odnieść.
Oglądając ten film nie musisz się zastanawiać, co będzie dalej, gdyż nie chcesz o tym myśleć. Każda jego minuta, każda mina, grymas, słowa, które wypowiada Bill Murray - to wszystko jest wyjątkowe, to wszystko samo w sobie jest warte zobaczenia. To i znacznie więcej, dlatego cała ta historia jest tak fenomenalna.
Oto Don Johnston (nie, nie Don Jonson, nie, to nie on) wiedzie spokojne życie, właśnie odeszła kolejna kochanka i cóż z tego. Tuż obok jest oddany przyjaciel Winston, on zawsze znajdzie dla niego chwilę, ona zawsze wysłucha, on jest zawsze i Don jest zawsze, jak dobry wujek dla kochanej rodzinki przyjaciela z sąsiedztwa.
To sielankowe życie burzy, jak tornado, które nader często nawiedza Stany, przysłany różowy list, w różowej kopercie, pisany czerwonym drukiem. Przeuroczy, jednak jego zawartość nie jest już tak czarująca, Mam dziewiętnastoletniego syna, a Winston na to: To nie wiedziałeś o nim?. No właśnie, nie wiedziałeś?
Bez względu na to, co powiedział Winston, który jako detektyw-amator znajduje dla siebie niesamowitą pożywkę, sprawę trzeba rozwiązać. Dlatego nie pytając kumpla o zdanie, organizuje mu podróż ze wszystkimi szczegółami i wsadza go w samolot, Tylko kup różowe róże każdej. No tak, bo trzeba odwiedzić wszystkie kochanki i dowiedzieć się, która być może sprawiła mu takie jajko z niespodzianką.
Tak oto zaczyna się podróż w czasie i przestrzeni, podróż do dziwnych miejsc, wcześniej zupełnie nieznanych i dziwnym zrządzeniem losu z każdą wizytą jest coraz gorzej, coraz trudniej, coraz... W efekcie dochodzi do zderzenia z pięścią, czyją i dlaczego, o tym sza...
Jim Jarmusch, reżyser i twórca niezależny, twórca znanych zapewne większości widzów, Truposza i Ghost Dog: Drogi samuraja po raz kolejny w swym wybitnym stylu rozwija także i tę opowieść. Taką, która zadziwia, cieszy, bawi, prowokuje do własnych typów, sądów i poszukiwań.
Tym, na co warto zwrócić przede wszystkim uwagę jest obsada. Jest jak zawsze wyjątkowy w każdym calu Bill Murray. Bohater Dnia świstaka, zagubiony na ulicach Tokio samotnik w Między słowami, a teraz podróżnik z konieczności w Broken Flowers. Zastanawiający jest fakt, iż dystrybutor pozostał przy oryginalnym tytule nie poszukując innej alternatywy dla niego. Tak, czy inaczej jest dosyć czytelny, logiczny i dla większości tych, którzy pojawią się w kinie, zrozumiały.
Jest on, ale są i one, byłe kochanki, pokazane w różny sposób, w różnym ujęciu, środowisku. Jest taka, która odchodzi od Dona już na początku filmu, jego świeża, choć była już kochanka, Sherry (Julie Delpy, twarz Krzysztofa Kieślowskiego z filmu Trzy kolory: Biały). Dalej Laura, wciąż piękna i ujmująca pomimo konkretnego już wieku, Sharon Stone. Tu jak sądzę, żadne słowa komentarza nie są konieczne. I to ona wciąż jeszcze czuje miętę do Dona.
Dalej jest już gorzej, gdy staje przed progiem Dory, której mąż Ron jest zaskoczony, bardzo zaskoczony, iż oto pojawił się Don. Tu też żart jest wyjątkowy, choć Dora (Frances Conroy) się nie uśmiecha, nie jest jej do śmiechu. Carmen, zwierzęcy komunikator, naszego bohatera przyjmuje już chłodno poświęcając mu chwilkę, pomiędzy rozmową z jednym, a drugim psem. Brakowało mi takiej Jessici Lange, tak ujmującej, kobiecej, a jednocześnie pewnej siebie, kobiety z charakterem.
Pozostaje ostatnia, nie, nie ostatnia, ale spotkanie z tą ostatnią ma już wyjątkowo smutny wręcz charakter i to przemilczmy, to musicie zobaczyć. Tak, więc, ta przedostatnia, Penny, bardzo się zdziwiła, gdy zobaczyła na progu swego odrapanego, zniszczonego domu Dona. Jak myślicie, dlaczego? Co mu wygarnęła i jak to zrobiła? Tego rzecz jasna też wam nie powiem. To musicie zobaczyć.
W pewnym momencie już nie jest nam do śmiechu, ale wciąż się uśmiechamy. Zwłaszcza, gdy pojawia się Winston, wtedy nawet pogrzeb wydaje się piknikiem. Oddany przyjaciel Dona jest zabawny do bólu, jest niesamowicie otwarty, przyjacielski i wygadany, jest tym - co nigdy nie spotka Dona - mężem i kochającym ojcem, pasjonatem, wesołym człowiekiem, wszystkiego ciekawym, serdecznym i kochanym. Jeffrey Wright, filmowy Winston, znany jest przede wszystkim z tytułowej roli w filmie Juliana Schnabela, Basquiat.
Tak to właśnie wygląda. Obiema rękami mogę się podpisać pod wszystkimi opiniami prasy krajowej, jak też zagranicznej, która rozpisywała się o tym w filmie w superlatywach, po jego projekcji w trakcie festiwalu w Cannes. Jakby na to nie patrzeć, zdobywca Grand Prix, to nie byle, jaki Czas surferów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz