sobota, 29 grudnia 2018

Katarzyna Kwiatkowska - Zbrodnia w błękicie

Czytając wprowadzenie tej powieści oczyma wyobraźni widziałem otuloną śniegiem krainę gdzieś na końcu świata, w której rozegra się zbrodnia.

Pojawiał się obraz, który przykuwał uwagę, dawał do myślenia, intrygował. Po kilku pierwszych stronach wiedziałem, że to będzie właśnie coś, na co warto było czekać.
Katarzyna Kwiatkowska stworzyła powieść, której nie powstydziłaby się sama Agatha Christie. Napisała książkę, która jako debiut daje jej doskonały start na rynku wydawniczym, a jednocześnie równie doskonałe otwarcie ku temu, aby już myśleć o kolejnej powieści. Gdyż z pisaniem radzi sobie wyjątkowo dobrze.
Doskonale oddana epoka XIX wieku z wielką dbałością o szczegóły, narracja, która nie pozwala oderwać się od lektury, tak, że chcemy wciąż wiedzieć, co dalej. A jednak wciąż nie wiadomo, co dalej. Świetnie skomponowana i przemyślana historia nie poddaje łatwych rozwiązań, a co jakiś czas wystawia nasze przemyślenia na próbę. Już myślimy, że wiemy, co się wydarzyło i nagle jesteśmy w punkcie wyjścia.

Moje Indie No. 04

Delhi, 20:02, 33°C
Katowice, 16:32, 9°C


Za mną cztery dni w tym szczególnym miejscu, dla zainteresowanych trzy kartki z podróży, z którymi można i warto się zapoznać. Jako, że pojawia się szósta, zapewne pojawią się kolejne dwie przed nią, aby określony porządek rzeczy został zachowany.
Tuk-tuk.
Żółto-zielony pojazd, którym nie miałem okazji się poruszać i chyba się nie zanosi, gdyż moim przewodnikiem jest kierowca, który podwozi mnie w określone miejsce, a później z niego odbiera. Chyba nie wyobrażam sobie pieszej wycieczki po tym mieście. Nie wiem, czy byłbym w stanie dotrzeć bezpiecznie z punktu A do punktu B.
Tuk-tuk.
Jest ich tak wiele w tym mieście, choć równie wiele jest wszelkiej maści samochodów, motorów, motorowerów i wreszcie, choć nie tak dużo, jak myślałem, rowerów. W trakcie podróży samochodem po mieście staram się robić zdjęcia, stąd to drugie, prezentujące akcję, którą pierwszy raz widziałem w tym mieście. Smog wczoraj i dziś miał na szczęście zielony alert, ale takie akcje, jak ta, gdy stoi się na światłach 3 do 5 minut nawet mają na względzie ograniczenie i tak nadmiernej już emisji spalin.

Aga Lesiewicz - Zaślepienie

Kiedy czytałem wprowadzenie, kiedy moją uwagę przykuła notka wydawnicza miałem już świadomość, że te kilka niepozornych zdań prowadzić może do czegoś głębszego, bardziej intensywnego, do obrazów i emocji, którym w żaden sposób nie będę w stanie się oprzeć. I nie pomyliłem się. Ponownie los postawiony w ciemno zwrócił się po wielokroć.
 
Wystarczyło kilka stron, wystarczyło mgnienie oka, seria szybkich ujęć w aparacie, aby uświadomić sobie, że pozornie poukładane życie Kristin w określonym miejscu i czasie zmieni się nie do poznania. A wydawać by się mogło, że jeden niepozorny mail nie stanowi jeszcze przyczyny problemu. Mail może nie, ale załącznik już tak. Czujne oko fotografa nie pozostawia złudzeń, co do tego, że ktoś wie, co robi, bo robi to w bardzo profesjonalny sposób. „Odsłona 1” nie budziła jeszcze niepokoju, choć już nad głową Kristin zaczynało nieśmiało mrugać małe, czerwone światełko.

sobota, 22 grudnia 2018

Bonnie-Sue Hitchcock - Zapach domów innych ludzi

Wydawać by się mogło
, że będzie to tylko kolejna przeczytana książka. Wydawać by się mogło również, że nic już nie może mnie zaskoczyć. Że wszystko, co dobre bezpowrotnie przeminęło, a odległa na mapie świata Alaska jest tam, gdzie diabeł mówi dobranoc i nic dobrego na ciebie nie czeka. Nic bardziej mylnego.
Przyznać też muszę, że mam wyjątkowe szczęście do patronatów. Choć szczęście  w tym konkretnym przypadku jest pojęciem zupełnie nieadekwatnym do stanu faktycznego. A jednak nie wiem już który raz los postawiony w ciemno zwraca się po tysiąckroć. To wyjątkowo miłe uczucie.
Gdy dotykałem ostatnich stron tej książki lecąc nad Kabulem miałem już świadomość, że Zapach domów innych ludzi przeniknie wszystkie pory mojej skóry z tak niesamowitą intensywnością, iż będzie to wrażenie trudne do zdefiniowania prostym słowem bez względu na to, jak wiele ich zostanie użytych.

piątek, 21 grudnia 2018

Maja Wolny - Czarne liście

Austeria
- Pianista - Pokłosie

Stary Żyd Tag z jego karczmą na skrzyżowaniu trzech zaborów z niesamowitym obrazem pięknej kultury i niepewności jutra.
Władysław Szpilman płaczący na pustym Umschlagplatzu nad losem swojego narodu.
Józek z niedowierzaniem pytający starą zielarkę, Jesteście pewna matko!??


Tekst nie dotyczy tylko filmu i z nim samym nie będzie miał wiele wspólnego, jednak w trakcie lektury Czarnych liści wędrowałem myślami od jednego do drugiego. Od tego, który dał początek do tego, który jest rozrachunkiem z bolesną, wstydliwą, tragiczną, czy może wręcz haniebną przeszłością. O pewnych sprawach nie da się zapomnieć, gumka nie pomoże oczyścić sumienia.

wtorek, 18 grudnia 2018

Ałbena Grabowska - Stulecie Winnych (tom III sagi)

(...) Jeremi tak się bał, że ktoś mu zabierze ten z trudem zdobyty skarb, ukrywany przez ponad tydzień, że niemal nie spał ze zdenerwowania. Co noc do zwykłych koszmarów o wybuchu trzeciej wojny światowej dołączał inny, w którym któreś z jego rodziców albo rodzeństwa znajduje żelki i wyżera je po kryjomu. Ostatnie trzy dni były prawdziwą wojną z własnymi nerwami. Jeremi zaczął wpadać w żelkową paranoję, a oprócz koszmarów dołączyły się wizje, w których był aresztowany, sądzony i osądzony w więzieniu, chociaż tłumaczył się, że nie zrobił tego dla siebie, tylko dla kogoś, na kim bardzo, ale to bardzo mu zależało. Wszystko się jednak udało. Żelki i balonówki w kołdrze miały się dobrze i nikt nawet nie podejrzewał, że w dniu własnych urodzin Jeremi niesie w rajstopkach tak wielki skarb.

Tyle krótki cytat, za mną tylko albo aż 97 stron. Czytając powyższe w porannym autobusie musiałem bardzo mocno się powstrzymywać, aby nie wybuchnąć śmiechem. Nie miałem obaw, czy część trzecia, a zarazem ostatnia utrzyma poziom dwóch wcześniejszych, tego w żaden sposób nie brałem w wątpliwość. Zastanawiałem się, jak zostaną rozdane karty po dramatycznym zakończeniu drugiej części, jak dalej potoczą się losy Winnych w mojej już epoce. 

Ałbena Grabowska - Stulecie Winnych (tom II sagi)

Rok 1944 i choć do końca lektury pozostała jeszcze dłuższa chwila to już teraz mogę powiedzieć, że los postawiony w ciemno zwrócił się po stokroć. Niesamowitość doznań, emocje poruszające umysł i wypełniające duszę do granic niemożliwości. Książka, którą się chłonie każdym atomem serca. Tom pierwszy rozbudził moją ciekawość tego, co będzie dalej, tom drugi, choć wciąż w lekturze jest już pragnieniem tego, na co czekam w jej ostatnim rozdaniu...


Kilka słów napisanych na gorąco w trakcie lektury nie zmieniły mojego spojrzenia na Stulecie Winnych już po jej zakończeniu, a wręcz pogłębiły i wzmocniły moje odczucia. Czytając część pierwszą rodzinnej sagi Winnych, już wtedy miałem wrażenie, że za sprawą autorki spotka nas coś miłego, coś dobrego, coś jedynego w swoim rodzaju. Tak, jak miało to miejsce w pierwszej odsłonie, tak również teraz historia pisze trudne i skomplikowane losy Winnych, rodziny, która z biegiem lat bardzo się rozrosła. Tutaj Mania i Ania biorą ciężar opowieści na swoje barki, tutaj ponownie na świat przychodzą bliźniaczki narodzone w chwili ciężkiej próby, kiedy Polska ponownie grabiona jest przez jednych, jak też drugich. Złych Niemców i jeszcze gorszych Ruskich, jak to swego czasu ująłem.

Ałbena Grabowska - Stulecie Winnych (tom I sagi)

Prosta, ale jakże piękna!

Sięgam po kartkę i przez chwilę zastanawiam się, co napisać. Ale tylko przez chwilę.

W jakiś bliżej nieokreślony sposób zaintrygowała mnie okładka tej książki i proste wprowadzenie w jej centralnym punkcie – Fascynująca saga rodziny Winnych z dramatycznymi wydarzeniami XX wieku w tle.
Fascynująca od początku do końca. Od pierwszych słów, aż po te ostatnie. A skoro jest to rodzinna saga wiadomym jest, że na pierwszym tomie się nie skończy. I jeśli o mnie chodzi już czekam na kolejne, jednak po kolei.
W modzie, jaka nastała na pisanie, czasem o wszystkim i o niczym, napisać powieść to nie sztuka. Sztuką jednak jest sprawić, że poruszeni do żywego nie będziemy potrafili zatrzymać się w biegu uciekając przed Ruskim, który o świcie wdarł się do domu, uspokoić skołatanych myśli, gdy obejście stanęło w ogniu i żadna siła nie jest w stanie go ochronić, czy wreszcie zadbać oto, aby serce na skraju szaleństwa znalazło, choć chwilę, aby uspokoić rytm.

czwartek, 13 grudnia 2018

James Oswald - Z przyczyn naturalnych

(…) Była niczym tama gotowa zaraz pęknąć, a Maria zdawała sobie sprawę z tego, 
jak niewiele dzieli skąpanie kogoś w miłości od utopienia w niej.

Od zawsze byłem zdania, że największym literackim wyzwaniem jest napisać doskonały kryminał. Taki, który od pierwszych chwil, aż po ostatnie słowa jest wyjątkową pod każdym względem kwintesencją gatunku. I przyznać również trzeba, że ostatnio mam do nich wyjątkowe szczęście.
Za sprawą Wydawnictwa Jaguar mamy niewątpliwą przyjemność poznawać i odkrywać doskonałe poczynania inspektora McLeana. Wystarczyło raptem kilka stron, aby rozsmakować się w tej opowieści, ale stać się też uważnym obserwatorem śledztwa, które prowadzi inspektor. Śledztwa, które do najłatwiejszych nie należy, gdyż brutalne rytualne morderstwo sprzed sześćdziesięciu lat nie ma żadnego priorytetu u jego przełożonych. Ma je natomiast śledztwo, które prowadzi nadinspektor Duguid. Z bliżej nieokreślonych powodów obaj panowie się nie lubią.

Joanna Opiat-Bojarska - Ucieczka

Nie masz pojęcia,

jak mi będzie smutno bez ciebie.

Spoglądam na czystą, białą kartkę, która od dawna kusi mnie swym zniewalającym pięknem, aby postawić na niej choć kilka znaków, a jeśli się uda trochę więcej, niż kilka. Spoglądam również na okładkę trzynastej powieści Joanny Opiat-Bojarskiej i uświadamiam sobie, jak bardzo autorka rozwinęła się w tym wszystkim, co robi, choć tytuł Ucieczka pozastawia jednak malutki dysonans w świadomości czytelnika.
Jakkolwiek jest i jakkolwiek było z tym tytułem wszystko, co ukrywa się w środku pomiędzy okładkami nie pozostawia złudzeń i nie budzi wątpliwości, co do tego, że autorka z trzynastu swoich powieści uczyniła markę, która dla mnie już jakiś czas temu zyskała status Królowej polskiego kryminału.

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Jakub Małecki - Dygot

W nienasyceniu życia
głęboko ukrytego w cierpieniu, w polnej drodze pamiętającej przemarsz Ruskich, w budzącej się do życia cichej nadziei nowego dnia, miesiąca, czy może roku. W prostej materii budzącego się do życia narodu czas jedną miarką odmierza życie Geldów, drugą, mniejszą, a może odrobinę większą wpływa na losy Łabendowiczów.
Z głębokiej czeluści końca wojny, jak z ciemnej studni, wyłania się powoli nieśmiała i niepewna swego radość życia. Jedno tajemnicze słowo - pomarańcza - drugie tlące się w duszy w tragedii nieświadomego dziecka. Strzępek, duch, mara nocna, a może coś, co w bliżej nieokreślony sposób przypomina człowieka?
Kropla. Kolejna kropla. Prześwit w dachu w ciemnej nocy zimna otchłań. I jeszcze coś, o czym może później.

Jakub Małecki - Rdza

Dwa to liczba kadrów, małych kroków, krótkich spojrzeń, czy też w literackiej materii, akapitów. Jeden jeszcze dziś i jeden chwilę później.

Jest coś dobrego, inspirującego, poruszającego, dotykającego serce w tej historii, w tych smutkach i radościach, w tych uczuciach, które z każdym rokiem dojrzewały i rosły. I jest miłość Sabiny i Józka.

(...) W ciągu następnych czterech lat Sabina trzy razy się przeziębiła, osiem razy się śmiała, raz marzyła, żeby umrzeć, i dostała trzydzieści dziewięć listów od Józka Kłody. Sama napisała ich też trzydzieści dziewięć, niektóre zajmowały ponad dziesięć stron. Opowiadała w nich o wszystkim, co działo się w jej życiu, i o wszystkim, co się w nim nie działo, bo tego było znacznie więcej. Wymieniali się z Józkiem coraz to bardziej szczegółowymi opisami tych niewielu chwil, które spędzili wspólnie w górach, bo bali się, że nuda, wojna i czas kiedyś im je zabiorą.

Jakub Małecki - Ślady

Obdarta ze złudzeń
porażająca, piękna, prosta, przenikliwa historia. Chropowata od emocji, jaskrawa od wrażeń. Jedna, druga, kolejna, wciąż nie ta sama.
Ślady w świadomości ludzkiej zarysowane pod postacią upadłego nieba, zgubionego fletu, zabitego na wojnie człowieka. Dusza już wie, że ciężka czeka ją dola na tym ziemskim padole łez, bólu, strachu i cierpienia. Rzadko radosnego uśmiechu, czy może miłosnego uniesienia.
Jakub Małecki przygniata nadmiarem emocji, prozą, która rozrywa człowieka, rozbiera na atomy zagubioną świadomość ludzką. Śladów nie zmywa przypływ, wiatr porywisty ich nie rozwiewa, ślady odciśnięte w moim, ale też twoim umyśle nie pozostawiają złudzeń, co do tego, że literatura ta ma wartość najdroższego wina przechowywanego za szkłem na bardzo wyjątkowe okazje.
I jeden mały akapit, a później może jeszcze ciąg dalszy:

(...) Na śniadanie są ciernie i drut kolczasty. Do picia wrząca smoła. Widelec nie pasuje do dłoni, usta jakoś nie chcą się otworzyć. Oskar Wilhelm Czerski czuje, że go nie ma, że nigdy nie było. Jest bohaterem czegoś zmyślonego.

piątek, 7 grudnia 2018

Męskim okiem – Ciemna strona Wenus

Po dwunastu godzinach pracy powinienem już dawno spać, jest 2:40 rano, a jednak umysł ma nadal coś do powiedzenia i jak tu z nim wygrać? I coś jeszcze, może to już jakaś szczególna fobia, ale źle się czuję bez ulubionego pióra w ręku, byle długopis nie daje się tak dobrze prowadzić. 
Subtelne metafory kreślące dobitnie ważne prawdy życia. Pewna Dama poruszyła w tym miejscu myśl, nie pierwszą, która porusza tłumy i zapewne nie ostatnią, tę samą, która wędrując przez meandry mojego umysłu odczuwa pewien lęk, czy pierwotny, tego nie wiem, ale chyba boi się rozwinąć w życiową mantrę przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Nie, tak daleko nie sięgam, bo tak naprawdę nie wiem nawet czy przekazana zostanie od jednej osoby do drugiej, czy czytelnik w swej wspaniałomyślności szepnie znajomemu słówko, o tym, co nagle u mnie odkrył, więc pisanie o pokoleniach to wręcz bluźnierstwo, co nie zmienia faktu, że wielcy doceniani byli na ogół po śmierci, to też nie ten kierunek, więc tym bardziej zawracam.
Na polu damsko-męskim nie mam wielu doświadczeń, rzekłbym, że mam ich tak niewiele, że tak naprawdę trudno uwierzyć, że ten wiek i tak skromnie. A jednak pozytywne aspekty mojego życia uczuciowego policzyć mogę na palcach jednej dłoni, co zostanie, trudno powiedzieć. Jestem, jak ostatni Mohikanin wśród wymarłych romantyków epoki Internetu i skracanych do nieprzyzwoitości smsów. Szukam tej jednej, wyjątkowej Istoty, która zawładnie mną bez reszty nie pozostawiając miejsca na nic innego. Jeśli pojawi się Ona, nikt inny już się nie liczy i kilka lat wstecz mogłoby być naprawdę pięknie, gdybym jak to ja… nie namieszał. To jednak opowieść na zupełnie inną okazję. 

środa, 5 grudnia 2018

Zbigniew Zborowski - Trzy odbicia w lustrze

Szczęście jest wtedy, gdy lubisz swoje odbicie w lustrze. A rano cieszysz się, że zaczyna się kolejny dzień.

Do niedawna miałem wrażenie, że po Stuleciu Winnych Ałbeny Grabowskiej nic już nie może mnie zaskoczyć. Nic, co moglibyśmy podciągnąć pod gatunek literacki zwany sagą rodzinną. A jednak, jak to w życiu bywa w literaturze również zdarzają się zaskoczenia i miłe literackie niespodzianki.
Pojawia się mężczyzna, który pisze dla kobiet. Niby nic wielkiego, gdyż wielu mężczyzn na ogół kieruje swoje powieści ku płci pięknej, ale dla Zysk i S-ka Wydawnictwa to jednak święto. Prozy Zbigniewa Zborowskiego nie miałem jak dotąd okazji poznać, gdyż Pąki lodowych róż są trzecią napisaną przez niego książką.

wtorek, 4 grudnia 2018

Mona Kasten - Trust Again

Zbyt długo czekała
nie tylko na swój finał w lekturze, ale też na wszystko to, co chciałbym o niej powiedzieć, a w konsekwencji napisać. Jednak, tak, jak Dawn doznałem blokady i wszystko to, co chciałbym napisać ukryło się gdzieś głęboko w środku i nie jest w stanie wynurzyć się na światło dzienne. A to dla osoby piszącej najgorsze z możliwych doznań.

Coś, co zaczęło się od Begin Again nie kończy się na Trust Again, bo już niedługo pojawi się między nami Feel Again, gdyż doskonałość myśli, uczuć i doznań trwa i nigdy tak naprawdę nie powinna się skończyć, choć za jakiś czas będę musiał pisać coś zupełnie innego. Zanim jednak zatrzymamy się przed tym, co ma dopiero nastąpić, warto zatrzymać się przed tym, co trwa, jest obecne między nami od blisko miesiąca i porusza nas głęboko, łącznie z tym, co poczuł dziś w finale piszący te słowa.

sobota, 1 grudnia 2018

Joanna Opiat-Bojarska - To koniec, Anno

Nie pamiętam w jaki sposób pierwsza książka Joanny Opiat-Bojarskiej trafiła w moje dłonie. Czy ktoś mi ją polecił, czy też odkryłem ją sam. Jakkolwiek było i jakkolwiek jest już wtedy czułem, że na tej jednej się nie skończy i będą kolejne. Jeśli do jedynki dodamy zero to 10 brzmi już dumnie.

Akapit otwarcia powieści Niebezpieczna gra wydanej nakładem wydawnictwa Czwarta Strona, której autorką jest Joanna Opiat-Bojarska. 29 marca przynosi premierę wydawniczą najnowszej powieści autorki To koniec, Anno
Kiedy zdarzyło się wam przeczytać książkę za jednym podejściem od deski do deski? Kiedy mijająca za oknem noc powoli przemieniała się w szarość, aby zamienić się w słoneczny, wiosenny poranek? Nie wiem, jak wy, ale ja dziś doświadczyłem takiego niezwykłego, niesamowitego zjawiska. Spędziłem noc w łóżku z Anką.