Dekadę wstecz Łukasz Modelski swoim dziełem Dziewczyny wojenne poruszył wrażliwą strunę mojej męskiej duszy. W nowatorski, ciekawy i niebanalny sposób odkrył przed nami losy jedenastu dziewczyn, które w różnym miejscu i czasie stawiały swoje życie na szali wyzwolenia Polski spod jarzma okupanta. Wtedy pisałem o nich w ten sposób:
Książka, która od pierwszych stron dotyka do szpiku kości swą naturalnością, ale i szczerością. Każda opowiedziana historia jest inna, jest ważna, każda z nich wzrusza i budzi szczery podziw. Jednak jest w tych opowieściach uśmiech, pogoda ducha, są sytuacje tak niecodzienne i niezwykłe, że trudno uwierzyć, że to lub tamto mogło się faktycznie wydarzyć.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że kanwą tej doskonałej książki jest serial, którego tytułu nie wypada nawet wspominać, serial, który przynosi hańbę temu wszystkiemu, co wniosły swoim życiem do świadomości żyjących z nimi ludzi, a także kolejnych pokoleń, właśnie te młode, pełne życia dziewczyny wojenne. Filmowa wersja jest pozbawioną polotu farsą, która nie miała oparcia w okupacyjnej rzeczywistości, naginając wojenne realia do granic niemożliwości.
Książka, która od pierwszych stron dotyka do szpiku kości swą naturalnością, ale i szczerością. Każda opowiedziana historia jest inna, jest ważna, każda z nich wzrusza i budzi szczery podziw. Jednak jest w tych opowieściach uśmiech, pogoda ducha, są sytuacje tak niecodzienne i niezwykłe, że trudno uwierzyć, że to lub tamto mogło się faktycznie wydarzyć.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że kanwą tej doskonałej książki jest serial, którego tytułu nie wypada nawet wspominać, serial, który przynosi hańbę temu wszystkiemu, co wniosły swoim życiem do świadomości żyjących z nimi ludzi, a także kolejnych pokoleń, właśnie te młode, pełne życia dziewczyny wojenne. Filmowa wersja jest pozbawioną polotu farsą, która nie miała oparcia w okupacyjnej rzeczywistości, naginając wojenne realia do granic niemożliwości.
Ten obszerny wstęp nie jest bez znaczenia dla istoty tworzenia i analizowania drugiego dzieła mającego ścisły związek z książką Łukasza Modelskiego. Dobrze się stało, że dostała nowe życie, nowe wydanie, bo jej pierwsze wydanie z 2013 roku zupełnie przeszło bez echa. Również dla mnie, osoby, która lubi i ceni literaturę okresu okupacji i II wojny światowej. Igły pióra Marka Łuszczyny są doskonałym dopełnieniem tego, o czym wspominałem powyżej we wstępie.
W kilku opiniach książce zarzucono chaos w sposobie narracji i opowieści, w toku tworzenia i pisania, co sprawiło, że pojawili się czytelnicy, którzy nie potrafili się odnaleźć w tym wszystkim, o czym na kartach swej książki opowiada autor. Śmiem twierdzić, że nie wykazali się odrobiną wysiłku, zaangażowania w lekturę, odkrywania pasjonujących i dramatycznych losów tych dziewczyn i kobiet, które niejednokrotnie swoim działaniem i postępowaniem odmieniły oblicze tej ziemi. Ich odważne posunięcia, śmiałe zagrania, zadania, których się podjęły miały istotny wpływ na działania wojenne, określone kampanie, wreszcie operacje, które uchroniły od śmierci tysiące ludzi, zarówno żołnierzy, jak też cywili. Często za cenę koszmarnych tortur i w konsekwencji śmierci, czasem też życiu w nędzy i zapomnieniu.
Rozdział pierwszy i ostatni, generał brygady Elżbieta Zawacka, „Zo” i Krystyna Skarbek. Dwie kobiety, dwa nazwiska, które szerszej grupie odbiorców są bez wątpienia znane. To, jak alfa i omega, początek i koniec życia okupacyjnego. I o ile o jedynym cichociemnym skoczku wśród Polaków i ulubionej agentce Churchilla mówić więcej w tym miejscu nie trzeba, to bez wątpienia pozostałe osiem rysów biograficznych jest równie pasjonujących, dramatycznych, dających do myślenia i budzących szacunek.
Halina Szwarc już jako kilkunastoletnia dziewczyna przeniknęła na tereny Niemiec skąd nie tylko miała osobisty wpływ na bombardowania Hamburga, ale też na bitwę pancerną na Łuku Kurskim. Na życie i poczynania Haliny Szymańskiej miało wpływ wiele czynników, jednak chyba najważniejszym jest ten w osobie szefa Abwehry Wilhelma Canarisa. On również ma istotny wpływ na życie i poczynania innej Polki, której dokonania są równie niezwykłe, jak jej koleżanek. Myślę tu o Klementynie Mańkowskiej.
Nie jest moim celem opowiedzieć o całej książce, bo też nie oto tu idzie, ważne jest wszystko to, jak żyły i czego dokonały podejmując decyzje mające wpływ na całe ich życie w ułamku sekundy. Nie wszystkim dane było umrzeć we własnym łóżku przeżywszy wiek, płomień życia wielu z nich zgasł nagle. I tak już na finał jedno zdanie, które odnosi się do osoby, o której nie wspominałem powyżej. To jedno zdanie mówi o niej znacznie więcej:
6 czerwca 1944 roku Anna „Lone” zbliża się na łodzi desantowej do plaży „Gold” razem z Batalionem Królewskich Saperów. Jest 7:35.
6 czerwca 1944 roku Anna „Lone” zbliża się na łodzi desantowej do plaży „Gold” razem z Batalionem Królewskich Saperów. Jest 7:35.
Marek Łuszczyna, Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię, Znak Horyzont, Kraków 2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz