Promieniem Słońca zaczarowanym przeniknę dzisiaj, tuż nad ranem, na dłużej na Ziemi zatrzymam się, może na zawsze tu zostanę, może sprawię, że świat wasz szary nabierze blasku, a sprawy wasze staną się prostsze, znajdą dobre rozwiązanie, przywołam uśmiech na usta wasze, sprawię, że dzięki mnie, poczujecie się lepiej, odetchniecie pełną piersią, w promieniu Słońca, w tym małym refleksie światła odnajdziecie siebie...
Przybysz z tajemniczej planety K-PAX, o wdzięcznie brzmiącym imieniu Prot, pewnego dnia sprawia, że to, co do tej pory można było uchwycić w pewne, określone ramy, podporządkować konkretnym regułom, już na zawsze będzie się z nich wymykało. Swoją prostolinijnością, radością ducha, swoim przyporządkowaniem do „innego świata” wprowadza chaos w życie doktora Powella, a co ciekawe również pensjonariuszy kliniki psychiatrycznej, w której, tak się dziwnie składa, sam przebywa.
Niby normalny „inaczej”, zupełnie inny od swoich pozostałych towarzyszy, jest jednak bardziej normalny i trzeźwo myślący, niż ludzie, którzy powinni go leczyć. Jego sposób bycia, postępowania, właśnie niewciśnięty w żadne ramy, pozwala mu się wyzwolić na maksa, albo, jak to Wy ludzie mówicie, „Wyluzować”. I choć podobny do człowieka, choć niby jest człowiekiem, to jednak jego przekonanie o swoim pochodzeniu sprawia, że zasadniczo każdy, łącznie z doktorem, jest przekonany, że chyba jednak przebył tą podróż międzygalaktyczną.
Blisko sześć lat scenariusz czekał na „zielone światło” i gdyby nie zainteresował się nim Kevin Spacey, zapewne czekałby na swoją szansę kolejne sześć, jeśli nie dłużej. Tak się złożyło, że nikt nie był zainteresowany historią dziwnego przybysza z planety K-PAX, nikt nie widział w tym materiale szansy na sukces kasowy. A jednak, właśnie dzięki wspaniałej kreacji Kevina Spacey, na równie dobrym poziomie emocjonalnym, jak w Kronikach portowych, postać Prota nabrała niebywałego blasku, sam aktor w trakcie pracy nad filmem bardzo się z nią utożsamiał. Do tego stopnia, iż gotów był na wszelkie poświęcenia, aby to, co miał zagrać wypadło jak najlepiej. Jego determinacja sprawiła, że w jednej ze scen zjada banana, tyle, że ze skórką! Ile musiał ich zjeść, w trakcie zdjęć, tego niestety nie zdradził.
Przeciwwagą w tej wspaniałej, filmowej konkurencji, jest wspomniany już dr Mark Powell, który w pewnym momencie uzależnia się od Prota, poddaje jego sugestiom, jego pracy, jaką wniósł w uleczenie jego pacjentów. I choć głośno gani go za jego poczynania, w głębi ducha uświadamia sobie, że został również uzdrowiony, on, psychiatra, doktor, normalny człowiek. Ze swoim talentem i charyzmą Jeff Bridges stworzył rolę, która w stopniu doskonałym nawiązuje do roli jego kolegi, czyli Kevina Spacey.
I jeszcze jeden aspekt techniczny wypada tu podkreślić, bardzo pogodne, pełne kolorów „tęczy” – zdjęcia. Właśnie dzięki nim podziwiamy w każdy możliwy sposób refleksy świetlne i całą masę cudów, które jest w stanie wyzwolić zwykły promień Słońca. Wirtuozem obrazu jest John Mathieson – twórca zdjęć do Gladiatora i Hannibala.
Punktem zwrotnym w poszukiwaniu właściwej tożsamości Prota jest z pozoru banalne zdarzenie z wodą na podwórku i niesamowity wprost lęk przed nią. Właśnie rzeka, zapomnienia, oczyszczenia i odrodzenia pozwala zniknąć jednej osobowości, a pojawić się drugiej, takiej, która spróbuje się wyzwolić z arkanów ziemskiego świata, aby zapomnieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz