Słowa rzadko, kiedy tworzą coś więcej, niż zbiór zdań, akapitów, rozdziałów, czy w konsekwencji dzieło końcowe, mniej lub bardziej udaną powieść. Słowa będące kwestią przypadku nie są niczym więcej, jak robieniem sztuki dla sztuki, zapełnianiem przestrzeni intelektualnej nic nieznaczącymi frazesami.
Na szczęście wśród przeciętności, również wśród książek dobrych zdarzają się też literackie perełki. Literackie dzieła sztuki, a Andrew Miller miał niebywałe szczęście popełnić jedną z nich, magicznych w swej niezwykłości, literackich perełek.
Dzwony i Pachnidło wspominałem nie bez powodu. Powieści z mocno zarysowaną dominacją głównego bohatera nad otoczeniem, nad światem, który go otacza. Historie odmalowane wszystkimi możliwymi literackimi barwami, zmysł odnajdywania, odkrywania i zgłębiania zapachów Jana Baptysty i niesamowity w swej niezwykłości głos Mojżesza, a także jego nieprzeciętny słuch.
Przemyślny ból zaskakuje i onieśmiela od pierwszej, aż po ostatnią stronę. Andrew Miller podarował nam literackie niebo, podarował historię mężczyzny, którego nie ima się żaden ból. Niczego nie odczuwa, niczego się nie lęka. Ze stoickim spokojem podchodzi do każdego wyzwania. Jednak wraz z bólem odebrano mu również wrażliwość na dobro i zło otaczającego go świata. James Dyer z pokazywanej na jarmarkach atrakcji z biegiem lat przeistacza się w doskonałego lekarza, któremu najbliższa jest specjalność chirurga.
Wyprawa do Rosji na wezwanie carycy Katarzyny odmieni jego życie. Nic już nie będzie tak, jak dawniej. Po latach sukcesów i bogactwa nastanie czas pogardy, bólu i upokorzenia. Bólu, którego nigdy wcześniej nie odczuwał…
Jego ciało przypomina sobie każde złamanie, bicie, dźgnięcie igłą, przypalenie świecą. W bólu odkrywa własną przeszłość, aż powietrze wypełniają napastliwe głosy. Nie starcza nocy, żeby odeprzeć ich zarzuty i wylać łzy, których odeń żądają. Myślał, że jego godziny trawią się same niczym odświętne ogniska, pozostawiając jedynie bladziuteńki popiół. I oto dowiaduje się, że czas tropi ludzi, jak zabójca, sumiennie, bezstronnie gromadząc świadectwo lat. Nic nie ginie. To była tylko pycha i niewiedza. Nic nie ginie,a cisza nie była ciszą, lecz jego własną głuchotą.
Autor z wyjątkową swobodą odmalowuje koloryt osiemnastowiecznej Anglii, ale też odległej o lata świetlne Rosji. Szczególnym w tym względzie zabiegiem literackim są wszelkiej maści listy i zapiski bohaterów, w których prym wiedzie James Dyer. Poznajemy go w chwili, w której jest jedynie martwym ciałem w rękach dwóch kiepskiej maści medyków pragnących zgłębić jego tajemnicę, a chwilę później jawi się nam już, jako mało chłopiec z prostej, wiejskiej chaty. Tak, jak serce Jana Baptysty ożyło wśród smrodu ryb, tak – Dziecko rodzi się we wrześniu, w izbie gorącej od ognia płonącego kominka i od oddechów kobiet stłoczonych wokół łóżka.
Książka, po którą warto i należy sięgnąć, książka, którą warto się delektować, wreszcie książka, która pozostawi, jak to kiedyś ująłem niezatarte wrażenie spełnienia w lekturze… Książka inna, niż wszystkie, które znacie do tej pory.
Andrew Miller, Przemyślny ból, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz