poniedziałek, 30 lipca 2018

Magdalena Grzebałkowska - 1945. Wojna i pokój

Zapałki na kartki. Poczynając od dnia 4 czerwca wydawane będą zapałki na kupon nr 20 kart majowych w ilościach dla kat. I, II, IR i III po 2 pudełka i dla kategorii IIR po 1 pudełku. Cena 0,50 zł za 1 pudełko.
Życie Warszawy, 30.05.1945
 
C
zytając jedną myślałem o innej książce, która potrzebowała chwili, aby do mnie dotrzeć i już wtedy, gdy połączył je wspólny mianownik roku 1945 zasadnym stało się, aby napisać o obu w jednym wspólnym spojrzeniu. Inna koncepcja, choć dopuszczalna nie byłaby jednak korzystna.

W jednym z rozdziałów swojej książki Magdalena Grzebałkowska obszernie przybliża historię żydowskiego domu dziecka w Otwocku. Miasta, w którym się urodziłem, a wychowałem się tuż za miedzą w Karczewie. W mieście, które w okresie II wojny światowej karmiło Warszawę, popularny „Prosiaków”. Nadmienić warto, że getto w Otwocku było drugim pod względem wielkości po Warszawie. Kirkut, jeden w bliskim sąsiedztwie domu, drugi w pobliskim lesie przez który prowadziła „czerwona droga” budowa przez więźniów z cegieł zwożonych z Warszawy.
Jednak rok 1945 to nie tylko czerwiec, w którym zawiera się wspomnienie otwockiego domu. Bo rok to był szczególny, od jednej z najsroższych zim tej wojny po ostatnie tchnienie armii niemieckiej dogorywającej na trupach starców i dzieci walczących o tysiącletnią Rzeszę. Nie bez znaczenia jest też miażdżący walec, jakim było natarcie Armii Czerwonej, która zmiatała na swej drodze wszystko, cokolwiek napotkała. Czy wreszcie sycenie się wolnością, która nie dla wszystkich miała ten sam wymiar.
U Magdaleny Grzebałkowskiej są to dramaty wschodu pokazane z perspektywy Sanoka leżącego na pograniczu polsko-ukraińskim. Stąd aktywna działalność UPA, akcje odwetowe leśnych z AK, do tego interwencyjne działania Wojska Polskiego. Na zupełnie przeciwnym końcu mapy Polski zalążki polskości na Ziemiach Odzyskanych, czy to w Breslau (chwilę później Wrocław), czy też na Pomorzu, które nagle stało się Polską. 
Również bardzo interesująca podróż śladami pewnej wyprawy reporterskiej, która miała miejsce chwilę po wyzwoleniu, aby z bliska pokazać i odkryć wszystko to, co jak wieść niosła miało być teraz nasze: 

Ruszyli z Warszawy w stronę OIsztyna. Trzęsło ich na twardych ławkach ciężarówki. Mijali wraki czołgów, zburzone domy, wzdęte trupy ludzi i zwierząt. My pruliśmy gładkim asflatem, licząc w przydomowych ogródkach trampoliny i łabędzie wycięte ze starych opon - signum temporis 2014. W Mławie zatrzymał ich patrol wojskowy. Potrzebowali przepustki do dalszej jazdy, zaraz mieli wjechać na Ziemie Odzyskane. My zorientowaliśmy się, że jesteśmy w dawnych Prusach Wschodnich, bo powoli kończyła się zabudowa drewniana i zaczęły przeważać domy z czerwonej cegły. Tu nawet stajnie i stodoły były murowane. 

Nie jest moją intencją przytoczyć cały spis treści, faktem jednak jest, że konstrukcja książki, o której wspominałem z podziałem na miesiące zaskakuje też w przedziwny sposób cytatami z prasy z każdego miesiąca 1945 roku. I to również jest ważny i bardzo szczególny element tej książki, której zawartość przerosła moja najśmielsze oczekiwania.
Mogłoby się wydawać, że Ian Buruma pokusił się o lustrzane odbicie, jednak jego rok 1945 ma znacznie szerszy zasięg. Mógłbym powiedzieć, że jestem bardziej na Tak, niż na Nie, ale minąłbym się z prawdą. W opisywanej wcześniej książce rok 1945 ma charakter „lokalny” dotykając w dużej mierze tego wszystkiego, co działo się na ziemiach okupowanej Polski, kiedy niosąca „pokój” Armia Czerwona miała wkroczyć do zniszczonej Warszawy rozpoczynając swoją zimową ofensywę. 

Rok zerowy to spojrzenie globalne, to 365 dni, które odmieniły oblicze ziemi na wiele długich lat nie tylko w kontekście Europy, ale też świata. Gdyby nie fakt, że autor upraszcza, naciąga i bagatelizuje wkład Polski i jej męczeńską ofiarę okresu II wojny światowej rozwodząc się znacznie bardziej obszernie nad tym wszystkim, co działo się w Azji i na dalekim wschodzie, byłoby to dzieło prawie doskonałe. Gdyż przyznać trzeba, że bardzo interesującej analizie poddane są wszystkie przemiany tego burzliwego, traumatycznego i niezwykłego pod każdym względem roku.
Trwająca krótko euforia wolności i zwycięstwa. Szał pierwszych dni zakończenia wojny, pełnych świateł, zabaw, radości i upajania się, czy wręcz upijania do nieprzytomności tą długo wyczekiwaną chwilę. Jednak wcześniej szok i niedowierzanie, kiedy otwierały się bramy piekieł obozów zagłady w Europie Zachodniej, ale też tych wyzwalanych na ziemiach polskich przez Armię Czerwoną. Zanim nastał maj zwycięstwa musiała minąć zima niewyobrażalnego cierpienia marszy śmierci, masowych ucieczek przed Armią Czerwoną. Mordy, zbrodnie, gwałty. Do tego głód i brak możliwości nakarmienia milionów cieni z wyzwalanych obozów zagłady, obozów jenieckich, pracy przymusowej.
Wojna z perspektywy Holandii, (kraj pochodzenia autora), miała jakże odmienny charakter od tego, co działo się u nas. Gdzieś w odległej Polsce w 1939 roku wybuchła wojna, jednak w początkowej fazie okupacji Holandii życie było praktycznie sielanką. Jednak właśnie w Polsce, o czym autor zapomniał lub nie opracował poprawnie kwerendy archiwów terror okupanta miał wyjątkowo zintensyfikowane okrucieństwo.
Włos się na głowie jeży, jak się czyta takie słowa: 

(...) Niemniej wygląda to tak, jakby za swoje cierpienia Polacy zemścili się na jedynym narodzie, który ucierpiał jeszcze bardziej.
Nierzadko słyszy się opinię, że motywem zemsty Polaków było mniemanie, że ucisk ze strony komunistów to wina Żydów. Kiedy wojska radzieckie zajmowały poszczególne rejony Polski, wielu Żydów sądziło, że Rosjanie ochronią ich przed Polakami-żydożercami oraz daleko bardziej niebezpiecznymi Niemcami. 

W takim kontekście jest przedstawiona pewna część książki opowiadającej o zemście na wrogu, okupancie, na odreagowaniu po latach terroru i ucisku. Choć pojawia się informacja o tym, że Polacy ukrywali Żydów z narażeniem życia to jednak znacznie bardziej uwypuklony jest ten pierwszy aspekt, który ewidentnie bije po oczach. Autor nie zająknął się nawet jednym słowem nad działalnością i życiową misją Jana Karskiego. Jego nazwisko w kontekście zagłady Żydów nie pada ani razu w książce! Ale za to rozczula się nad losem Niemców maltretowanych przez żądnych krwi Polaków: 

Nawet najbardziej rozczulający się nad swoim losem Niemcy nie relacjonują niczego, co by sugerowało, że spontanicznie akty zbiorowej zemsty ze strony Polaków zdarzały się nagminnie. 

Bo tylko Polacy ucierpieli w czasie wojny zdaniem autora. I tylko my byliśmy gorejącym ogniem zemsty narodów Europy. Te i inne aspekty skrajnie złych i podłych działań Polaków stawiają pytanie o celowość poczynań autora w tym zakresie. Jest jeszcze jeden istotny temat, który w kontekście Polski warto poruszyć, a który o przekoro w książce się nie pojawia.
Autor w pewnym zdaniu stwierdza, że ruch oporu tak naprawdę nie miał większego sensu, że był bezcelowy, nieprzemyślany nie wspominając rzecz jasna słowem, że struktury armii podziemnej w Polsce nie miały sobie równych w żadnym innym narodzie. To dla autora nie jest istotne. Fakt, że w Polsce nie istniały struktury współpracujące w okupantem również jest dla autora nieistotny.
W kontekście powyższego wszystko inne jakby schodzi na dalszy plan. Bo kiedy przedrzemy się w lekturze przez początkowe rozdziały ze zdziwienia otwierając coraz szerzej oczy wszystko, co pojawia się później nie jest już istotne.

I jeszcze coś w formie puenty, gdyż dalej pozostaje tylko pomilczeć bez sięgania po Rok zerowy Iana Burumy: 

W każdym razie Polacy nie życzyli sobie, aby Armia Czerwona spędziła na wyzwolonych przez siebie terenach, które już oficjalnie należały do Polski, choćby dzień dłużej, niż  było to konieczne. 

A fakt, że została na kolejne kilkadziesiąt lat dla autora jest już bez znaczenia.

1. Magdalena Grzebałkowska, 1945. Wojna i pokój, Wydawnictwo Agora, 2015  
2. Ian Buruma, Rok zerowy. Historia roku 1945, Dom Wydawniczy PWN, 2015

Brak komentarzy: