Kiedy wszystko, co było do zdobycia zostało już zdobyte, kiedy pomimo faktu, że choć drugi to jednak pierwszy, bo tylko w niespełna osiem lat, a nie szesnaście. Do tego wiele nowych tras, których nikt wcześniej nie przetarł. Kiedy Korona Himalajów stała się faktem nadal pozostawało coś, co Kukuczce spędzało sen z powiek. Porachunki z pewną górą.
Zastanawiam się, co by robił obecnie Jerzy Kukuczka, gdyby żył. Trzydzieści lat później. I nie dochodzę do żadnych wniosków, bo pomimo rodziny, pracy zawodowej, wiszenia na kominach, aby zebrać fundusze na kolejne wyprawy, czuł się źle, dziwnie, gdy nie było czegoś na co mógłby się wspinać. Przed Himalajami wszystko było już jego.
A może to tak, że opuściło go szczęście, bo na prawie każdej wyprawie ktoś obok niego zostawał już na górze na zawsze. Choć jako głęboko wierzący człowiek chyba nie brał pod uwagę szczęścia, fatum, tych lub innych przesądów. Zawsze wierzył, że to Bóg go prowadzi i to On wytycza jego życiowe ścieżki.
Jestem i zapewne jeszcze długo będę pod wielkim wrażeniem tej pięknie napisanej historii największego himalaisty w dziejach Polski i świata.
#kukuczka No. 02
W pewnym momencie dla wszystkich było już oczywiste, że to była rywalizacja tylko między tymi dwoma osobami. Nikt inny, ani wcześniej, ani później już się nie liczył. Nikt z taką pasją, jak Kukuczka i takim sportowym zacięciem, jak Messner nie zdobywał najwyższych gór świata.
Przełom lat 70 i 80 XX wieku w Polsce to okres, w którym w sklepach jest tylko światło i ocet. Światło w sklepach, ocet na półkach. Kartki na wszystko. W takich warunkach przygotowywano kolejne wyprawy, jednak wraz ze wzrostem popularności Kukuczki w Katowicach miał szansę zdobyć wszystko. Z drugiej strony Reinhold Messner nie musiał martwić się o nic. To ich różniło, choć nie tylko to, różnic było znacznie więcej.
Włoch zdobywał szczyty dla sportu, Kukuczka traktował ten temat w bardziej zaangażowany sposób. Każda góra to było nowe wyzwanie, nowa trasa, ściana. Pomimo ekstremalnych warunków czasem były to niesamowite wręcz wyczyny. Aż trudno uwierzyć z czym zmagał się ludzki organizm i na jakie obciążenia był wystawiony.
Maszeruje kilka dni, na biwakach opatruje pokryte ranami stopy. W wiosce Marpha miejscowi patrzą na niego z niedowierzaniem. - Nikt jeszcze nie przeszedł tędy zimą - mówią. Kukuczka próbuje tłumaczyć, że zdobył Dhaulagiri i idzie pod Czo Oju. Szerpowie stukają się w czoło. Wariat. Oferują mu ciepły kąt i miskę ryżu. Wieczorem nepalskie radio podaje komunikat (...). Wreszcie miejscowi spoglądają na gościa z podziwem. Nie musi płacić za brandy.
#kukuczka No. 03
Zamysł był inny, jednak nie myśląc o tym, czego nie mam warto zrobić to tak, jak pokazałem to już wcześniej dzieląc się książką, która nie tylko głęboko mnie poruszyła, ale też w trakcie lektury pozwalała postawić masę pytań.
Kiedy zdobywał Koronę Himalajów miałem niespełna kilkanaście lat, a w tym wieku rzadko przywiązuje się wagę do rzeczy ważnych, choć dramat Wandy Rutkiewicz trzy lata później dotknął mnie bardzo. Do tego wątku być może będzie okazja, aby kiedyś wrócić.
Jednak to Kukuczka był ikoną polskiego alpinizmu, człowiekiem głodnym gór już od małego. Urodzony w Katowicach tylko przez chwilę szukał swojej życiowej pasji. Pierwsze wspinaczki odmieniły go na zawsze. Jednak droga do Himalajów była bardzo daleka.
Jestem człowiekiem bardzo wierzącym. Walka z górą dostarcza mi wielu niezwykłych doznań, które można by nazwać wspaniałą głęboką modlitwą. Ale to nie jest całe moje pojmowanie alpinizmu. Oprócz doznawanych przeżyć, wielkich uniesień, radości z samego ruchu i obcowania z wszechpotężną przyrodą ma on dla mnie bardzo znaczący aspekt sportowy. W alpinizmie jak w szachach jest miejsce na swego rodzaju twórczość i sportową rywalizację. Gdyby jej zabrakło, być może nigdy bym się nie wspinał.
Dariusz Kortko & Marcin Pietraszewski, Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz