Elżbieta Rodzeń nie należy do osób, które piszą, aby pisać. U niej słowa mają wartość większą, niż złoto. Bo po takiej lekturze ciężko milczeć, gdy cię nosi, gdy nadmiar emocji rozrywa twą duszę, gdy wreszcie serce przepełnione wzruszeniem przelewa się nieznacznie po brzegi kielicha.
Nie bez powodu też podzieliłem się poprzednimi dokonaniami autorki, gdyż jeśli znamy choć jedną jej powieść sięgnięcie po najnowszą będzie tym wszystkim na co czekaliśmy od dawna. Na to wszystko, co lubimy i cenimy, na to, na co czekaliśmy kolejny rok, aby skleić nasze serca i przygotować je na coś niezwykłego, co nie zdarza się często, co zdarza się raz na wiele lat.
Wystarczy spojrzeć na chwilę na Dziewczynę o kruchym sercu:
(...) Chwilę wcześniej Anioł zawładnął mym umysłem w pewnej historii, chwilę później była to już zupełnie inna rzeczywistość, choć głęboko dotykająca odchodzenia i przemijania. Nie tak dawno uświadomiłem sobie, że jeśli Hopeless wprawiło wasze uczucia w niespotykane wcześniej wibracje, a Morze spokoju wypełniło umysły wasze od jednego jakże odległego brzegu po drugi bezmiarem nieopisanych doznań, to jestem pewien, że historia Uli i Janka zaskoczy was bardziej, niż może się to tylko wydawać.
Dziś również uświadomiłem sobie, że nie trzeba sięgać daleko, aby szukać w książkach Colleen Hoover tego, co mamy na wyciągnięcie ręki pióra Elżbiety Rodzeń. Bo Zimowa miłość to kolejny dowód na to, że nikt lepiej i bardziej wyraziście nie jest w stanie podkreślić złożonej istoty uczuć i pragnień człowieka, niż czyni to Elżbieta Rodzeń.
(...) Chwilę wcześniej Anioł zawładnął mym umysłem w pewnej historii, chwilę później była to już zupełnie inna rzeczywistość, choć głęboko dotykająca odchodzenia i przemijania. Nie tak dawno uświadomiłem sobie, że jeśli Hopeless wprawiło wasze uczucia w niespotykane wcześniej wibracje, a Morze spokoju wypełniło umysły wasze od jednego jakże odległego brzegu po drugi bezmiarem nieopisanych doznań, to jestem pewien, że historia Uli i Janka zaskoczy was bardziej, niż może się to tylko wydawać.
Dziś również uświadomiłem sobie, że nie trzeba sięgać daleko, aby szukać w książkach Colleen Hoover tego, co mamy na wyciągnięcie ręki pióra Elżbiety Rodzeń. Bo Zimowa miłość to kolejny dowód na to, że nikt lepiej i bardziej wyraziście nie jest w stanie podkreślić złożonej istoty uczuć i pragnień człowieka, niż czyni to Elżbieta Rodzeń.
Kiedyś było pięknie, pogodnie, radośnie. Jakby nagle tuż obok wybuchł wulkan i dotknął swym żarem Anię i Michała. Otoczyła ich lawa uczuć, pragnień, doznań i intensywnej w swym kolorycie miłości. Wspólne studia medyczne, odkrywanie wzajemnych pasji, piękniej być już nie mogło. Michał z troską i cierpliwością zabiegał o względy swojej koleżanki.
Nagle staje się coś dziwnego. Nagle ona z nim zrywa, nic nie mówi i nic nie pisze. Nie daje wskazówek, wycofuje się, milknie, ucieka. Dla Michała czas zatrzymał się w miejscu. Potrzeba szesnastu lat, aby wskazówka zegara ponownie zaczęła odmierzać sekundy.
Autorka używa prostych słów, ale te pozornie proste słowa tworzą niesamowitą mieszankę emocji, które kumulują się z każdą kolejną stroną coraz bardziej, aby finalnie wybuchnąć.
Ten skok w czasie, te prawie dwie dekady to dwoje wciąż tych samych ludzi, jednak na każdym z nich ciąży określone piętno minionego czasu, zadra w duszy, coś, co wciąż dręczy i nie daje spokoju. Coś, co można nazwać, ale jakże trudno nawet przed samym sobą się do tego przyznać. I tak, jak wspomniałem, w życiu nie ma przypadków są jedynie mniej lub bardziej pogmatwane okoliczności, które otwierają być może nowe możliwości.
Nie mam w zwyczaju zbyt mocno zagłębiać się w treść książki, bo to przyjemność, którą pozostawiam czytelnikowi. Staram się jednak, aby iskra, którą w nim rozniecę dotknęła go gorącym płomieniem, intensywną dawką tego wszystkiego, co sam odkrywałem i dotykałem w lekturze. Aby poraziły go słowa, aby poczuł to wszystko, co przeżywała w swym sercu Ania i z czym zmagał się przez długi czas Michał.
I tylko tyle, a może aż tyle. Dziś jest ten dzień, dziś swoją premierę ma książka, którą warto mieć i warto poznać, warto czytać i sięgać po bezmiar niekończących się emocji, które ponownie podarowała nam Elżbieta Rodzeń.
Elżbieta Rodzeń, Zimowa miłość, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2017 Nagle staje się coś dziwnego. Nagle ona z nim zrywa, nic nie mówi i nic nie pisze. Nie daje wskazówek, wycofuje się, milknie, ucieka. Dla Michała czas zatrzymał się w miejscu. Potrzeba szesnastu lat, aby wskazówka zegara ponownie zaczęła odmierzać sekundy.
Autorka używa prostych słów, ale te pozornie proste słowa tworzą niesamowitą mieszankę emocji, które kumulują się z każdą kolejną stroną coraz bardziej, aby finalnie wybuchnąć.
Ten skok w czasie, te prawie dwie dekady to dwoje wciąż tych samych ludzi, jednak na każdym z nich ciąży określone piętno minionego czasu, zadra w duszy, coś, co wciąż dręczy i nie daje spokoju. Coś, co można nazwać, ale jakże trudno nawet przed samym sobą się do tego przyznać. I tak, jak wspomniałem, w życiu nie ma przypadków są jedynie mniej lub bardziej pogmatwane okoliczności, które otwierają być może nowe możliwości.
Nie mam w zwyczaju zbyt mocno zagłębiać się w treść książki, bo to przyjemność, którą pozostawiam czytelnikowi. Staram się jednak, aby iskra, którą w nim rozniecę dotknęła go gorącym płomieniem, intensywną dawką tego wszystkiego, co sam odkrywałem i dotykałem w lekturze. Aby poraziły go słowa, aby poczuł to wszystko, co przeżywała w swym sercu Ania i z czym zmagał się przez długi czas Michał.
I tylko tyle, a może aż tyle. Dziś jest ten dzień, dziś swoją premierę ma książka, którą warto mieć i warto poznać, warto czytać i sięgać po bezmiar niekończących się emocji, które ponownie podarowała nam Elżbieta Rodzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz