Od zawsze literatura skandynawska wywoływała we mnie dziwne uczucia. Od zawsze również podchodziłem do niej z dystansem. W sumie, nie wiem, dlaczego działo się tak, a nie inaczej. Per Petterson swoją powieścią „Na Syberię” diametralnie odmienił mój pogląd na moją dziwną, jakby na to nie patrzeć, literacką fobię.
Z dużą dozą nieśmiałości sięgałem po nią zastanawiając się, co dobrego przyniesie i czym mnie zaskoczy. Bardziej z obowiązku, niż z ochoty. A jednak dosyć szybko uprzedzenia poszły bokiem, nieśmiałość zmroziła zima, przysypał śnieg. Była i przeminęła.
Odnalazłem w niej tę samą lekkość, to samo źródło uśmiechu i radości, młodzieńczego wręcz zadowolenia i fascynacji, jakie towarzyszyło mi w trakcie odkrywania „Bezludnego raju” i to samo szczególne, ciche „Chodź, chodź”. Choć nic tych powieści nie łączy, a znacznie więcej dzieli, jednak tak właśnie było.
Od samego początku, od pierwszej strony, pierwszego akapitu, zupełnie w ciemno wiedziałem, że mi się spodoba. To się czuje, gdy bierzesz do ręki książkę i już po kilku stronach wiesz, że powieść popłynie lekko, że czytanie będzie przyjemnością, że da wielką radość z odkrywania opowieści, jaką podarował nam autor.
I nie pomyliłem się, retrospektywna podróż w czasie kobiety u schyłku życia w tęsknocie za ukochanym bratem poruszyła do głębi każdą stronę mojej świadomości. Kamerton duszy drgnął i już nie był w stanie się zatrzymać wywołując radość, uśmiech, wzruszenie, zaskoczenie, onieśmielenie. I gdzieś cały czas to ciągłe zimno małej dziewczynki, która ciągle marzła, której ciągle było zimno, którą od zawsze otaczała duńska zima.
W tym małym, dziecięcym serduszku otoczonym lodem duńskiej zimy zrodziło się pragnienie podróży Koleją Transsyberyjską na daleką Syberię. Można się temu dziwić, ale pomimo tego, że marzła, że ciągle było jej zimno, tym, co ją rozgrzewało była miłość jej brata, jedynej osoby, na którą mogła liczyć żyjąc w rodzinie bez miłości. W domu, w którym dodatkowo krew w żyłach mroził chłód wzajemnych relacji domowników. Zapracowany, nieobecny duchem ojciec, ciągle rozmodlona matka zapominająca o doczesnych potrzebach swoich dzieci.
Ale był Jesper i cokolwiek mogło się dziać wokół, jego obecność była najważniejsza. I to on marzący od dziecka o swoim pięknym Maroku motywował ją do życia, do wyrwania się z okowów mrozu, bezsilności, drażnił, straszył swoją młodszą siostrę, ale kochał nad życie. I to dzięki niemu tak wiele działo się w życiu małej dziewczynki, nastoletniej panny w trudnym okresie wojny i wreszcie dorosłej kobiety, gdy złe chwile przeminęły.
Jestem przekonany, że każdy, kto sięgnie po książkę „Na Syberię” odbędzie podróż swojego życia na krańce swojej świadomości, a może nawet dzień dalej. Jestem przekonany również o tym, że gdy pojawi się koniec chwilę później pojawi się pragnienie, aby powrócić do niej ponownie. Per Petterson wyczarował tchnącą radością i miłością niezwykłą w swym kształcie, powieść.
Per Petterson, Na Syberię, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011
Internetowa cela to powieść obyczajowa o bólach przeszłości, o magii zaklętej w teraźniejszości i o przyszłości,
która budowana na gruzach historii i tajemnic, wcale nie zdaje się być taka pewna…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz