(…) Enzo usiadł
naprzeciwko lalki. Była prawie skończona. Należało jeszcze tylko wstawić oczy,
złożyć głowę i założyć jej włosy. Osadził szklane oczy w oczodołach i zainstalował
szczypczyki wewnątrz głowy. Jedna z pracownic pomogła mu przykleić drugą część
głowy płynną porcelaną. Trzymając ją za kark, Enzo poruszył dźwignią, aż w
końcu lalka spojrzała na nich po raz pierwszy.
- Doskonale – szepnął Josef.
Rzadko coś potrafiło
go zachwycić tak od razu. Sukces zazwyczaj przychodził po wielu nieudanych
próbach, kiedy uszy nie mogły już znieść krzyku bólu i cierpienia tych, na
których je przeprowadzał. Tym razem było inaczej, o wiele prościej…
Jakiś czas temu poznałem film Anioł śmierci, którego
reżyserem jest Lucía Puenzo. Jest ona jednocześnie autorką książki Wakolada
na podstawie, której nakręciła swój film. Obraz na tyle doskonały, iż w 2013
roku został zgłoszony przez Argentynę do ubiegania się o nominację do Oscara
dla filmu nie anglojęzycznego.
Anioł śmierci, (w
oryginale właśnie, Wakolada), wydany nakładem Wydawnictwa Replika bije jednak
swoją filmową wersję o kilka mocnych punktów. I to nie, dlatego, że adaptacja
filmu jest słaba lub pozbawiona blasku. Nic bardziej mylnego, gdyż film nie
pozostawia złudzeń, co do historii, którą opowiada.
Jednak wyjątkowe nagromadzenie emocji, które pojawia się w
trakcie lektury przechodzi nie tylko ludzkie pojęcie w odniesieniu do treści, o
której opowiada, ale historia, po którą sięga Lucía Puenzo mówiąc wprost – nie ma
sobie równych. I gdyby została wydana pod oryginalnym tytułem nie miałaby być
może takiej siły przekazu, jak tytuł zaproponowany przez Wydawnictwo Replika, Anioł
śmierci.
Argentyna była jednym z państw Ameryki Południowej, która
bez żadnych skrupułów dawała schronienie poszukiwanym w Europie po zakończeniu
wojny zbrodniarzom wojennym. I oto gdzieś w Argentynie pojawia się Josef.
Przypadek sprawia, że rusza w podróż po bezdrożach Patagonii
z pewną rodziną, która nagle zaczyna go bardzo interesować. W bagnie mieszania
ras czyste rasowo i nieskazitelne dzieci stały się jego fascynacją, przede
wszystkim dwunastoletnia Lilith, jedyna z całej rodziny, która już od pierwszej
chwili obdarzyła go sympatią ewoluującą z czasem coraz mocniej. Dwunastoletnia Lilith
i najbardziej poszukiwany zbrodniarz świata, Josef Mengele.
(…) To, co zmroziło
jej krew, to nie sposób, w jaki to powiedział. To spojrzenie, ulotne, z ukosa.
Wystarczyło jedno mrugnięcie, żeby przestał być wytwornym dżentelmenem, który
ją urzekł. Był kimś zupełnie innym – najbardziej sadystycznym mordercą w
dziejach ludzkości – tym, który sprawił, że zeszła z drogi i poszła w głąb
lasu, choć zupełnie nie znała drogi.
Proza Lucíi Puenzo zwala z nóg. Historia, którą opowiada
jest tak wyrafinowana, że w geście uznania należy przyklasnąć geniuszowi
autorki. To, czego jesteśmy świadkami, stopniowe zbliżanie się Josefa do
rodziny Lilith, jego nadmierna troska o nią samą, o jej ciężarną matkę Evę, czy
wreszcie ojca Enzo – domorosłego producenta lalek. Wszystko to pozwala
domniemywać, że ich tajemniczy lokator ma w tym swój określony cel. Wszystko
jednak nagle się zmienia i jeszcze bardziej przeraża, gdy przyjmuje poród Evy –
jej córki bliźniaczki.
I nic więcej mówić już nie trzeba, wszystko, co trzeba
zrobić to zmierzyć się osobiście z Aniołem śmierci i wyjść z tej batalii bez szwanku
na duszy, czy sumieniu.
Lucía Puenzo, Anioł śmierci, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz