(...) Ktoś
musi umrzeć, aby żyć mógł ktoś. A może inaczej, serce za serce. To
samo, bez którego nie możemy żyć, to samo, które dostrzega więcej, niż
ludzkie oko. To ono jest kompasem naszych uczuć, jak również dusza.
Podobna jedynie z założenia historia, jednowątkowa opowieść, ukazana została w filmie John Q.
Tam również zginąć musiał ktoś, aby żyć mógł ktoś. Czysto amerykański,
kolorowy, statyczny obraz, jednocześnie dobrze zrobiony dramat, film z
mądrym, jakże sugestywnym przesłaniem. Jednostronny dramat rodziców
walczących o życie dziecka, jedna z ciekawszych ról Denzela Washingtona.
Dlaczego kładę nacisk na stwierdzenie „statyczny”? Wynika to z faktu, iż w filmie 21 gramów
zdjęcia kręcone są „z ręki”. Kamera praktycznie cały czas podąża za
aktorem, przygląda mu się pod każdym kątem, wręcz go podgląda. Obserwuje
jego reakcje, zmagania, bóle i rozterki. Taka forma kręcenia zdjęć
sprawia wrażenie filmu dokumentalnego, reportażu, z dopasowanym, lecz
jakby nie istniejącym scenariuszem, grą aktorów. Dodatkowym aspektem
takiego odbioru jest matowy kolor, z dużą ilością filtrów i cieni. Te
właśnie aspekty sprawiają, iż oglądając nie siedziałem wygodnie rozparty
w fotelu. Czułem się dziwnie, nie wiedziałem, co zrobić z rękami, jak
zapanować nad emocjami. Fakt, jak zauważyłem na początku, jest to
trudna, bolesna, bardzo złożona historia.
W całości do odkrycia w tym miejscu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz