czwartek, 24 stycznia 2019

Jan Jakub Kolski - Las, 4 rano

O
statni raz poczułem coś podobnego zagłębiając się w literacki matecznik Joanny Fabickiej. Wtedy jej Second Hand rozlał się po duszy stopniowo się z nią łącząc, choć nie były to doznania miłe, gdyż w upodlonym do granic bólu i cierpienia świecie trudno odnaleźć coś miłego. A jednak trwale poraził i nie pozwalał o sobie przez długi czas zapomnieć.
Gdyby Jan Jakub Kolski pokusił się o adaptację książki Joanny Fabickiej byłoby to dzieło doskonałe, gdyż nikt inny nie ma w sobie tak szczególnej wrażliwości, jak Kolski. Stąd w żaden sposób nie dziwi fakt, że książka Las, 4 rano jest tym wszystkim, do czego już od dawna nie tyle przyzwyczaił nas reżyser, co nauczył odbierać kino moralnego niepokoju w swój prosty, chłopięcy sposób. 
Nie potrzebowałem stron pięćdziesięciu, aby rozsmakować się w tej opowieści, aby w historii Dziada odnaleźć się tak, jakbym obudził się rano we własnym życiu. Wystarczyło raptem pięć stron, abym wiedział, że będzie to dzieło pod każdym względem doskonałe.

Nie chciało mi się gadać. To nieoczekiwane zjawisko miało w sobie coś ciekawego (choćby czerwoną czapkę, tak podobną do jego kaptura), przemawiało ludzkim głosem, ale nie było zdolne go ożywić. Smarkula. Gówniara z plecaczkiem w zielone muchomory. Na pewno jej nie odpowie. 

Kiedy pojawia się postać Jadzi w dziwnym życiu Dziada dziwnym zbiegiem okoliczności z marszu widzę ją w osobie urzekającej Marysi Bladzi. (Pisząc te słowa w formie brudnopisu nie zdawałem sobie sprawy, że trwają prace nad filmem, w którym zobaczymy Marysię Bladzi w roli Jadzi.) Jednak zanim pojawia się Jadzia w leśnym siedlisku Dziada on sam choć oderwany na własne życzenie od świata znajdzie sobie przyjaciółkę w osobie Naty, przydrożnej jagodzianki, szczupłej prostytutki, dla której Dziad z biegiem czasu stanie się kimś więcej, niż tylko sporadycznym klientem z lasu.
Zanurzyłem się w ten las całym swoim jestestwem. Bez skrępowania odbierając od niego wszystko, czym tylko chciał się ze mną podzielić. Łącznie z historią Dziada, Naty i małej Jadźki, którą polubiłem już od pierwszej chwili. Dusza nasiąkając opowieścią zaczęła tonąć i zapadać się coraz mocniej i coraz głębiej. Grzęznąc w ruchomych piaskach ludzkiej świadomości. I wbrew pozorom nie było mi z tym źle. Poczułem wszechogarniający spokój.
Książka, której nie da się nie lubić. Książka, która urzeka, poraża, dotyka i nie pozostawia obojętnym. Zaskakuje, wzrusza i onieśmiela. Książka, która sprawia, że z jeszcze większym podziwem spoglądam na dokonania polskiego Giuseppe Tornatore.

Usłyszał wszystko; każde słowo, każdą literę i każdy oddech po każdej kropce. Był wstrząśnięty; już wiedział, że choć nie zda egzaminu z literatury - nie odprawi jej. Obroniła swoją obecność przy leśnym dziadzie, jego śmietniku, suce, kunie leśnej i sraczu zbitym z sosnowych desek. Nie musiała wiele robić; wystarczyło kilka dobrze wycelowanych zdań.

Marysia Bladzi pojawiła się w najnowszym filmie Jana Jakuba Kolskiego, Serce, Serduszko. W filmie, o którym wspomniałem powyżej w postać Dziada wcieli się Krzysztof Majchrzak, który wraz z reżyserem napisał scenariusz do filmu, Las, 4 rano.  

Jan Jakub Kolski, Las, 4 rano, Wielka Litera, Warszawa 2015

Brak komentarzy: