piątek, 12 lipca 2019

Botoks (2017)

Od patologii
do prawie idealnego życia.


Miał być trzeci serial, ale Belfer i Wataha wyczerpują ostatnio aspekt doskonałych polskich produkcji. Reszta to powielane w nieskończoność mydło i powidło. W tak wielu sezonach, że trudno mi to zliczyć.
Miażdżąca średnia na pewnym portalu 4.3 dała mi do myślenia i sprawiła, że chciałem zmierzyć się z tym obrazem tym bardziej, że cenię filmy, których reżyserem jest Patryk Vega. Swoją drogą w bardzo krótkim czasie ponad 10 000 głosów, które dają określony pogląd na temat tej produkcji.
Co jednak ważne jest to ocena zupełnie nieadekwatna do tego z czym się zmierzyłem i co poznałem. Bo historia nie jest gładka, ani słodka. Częściej szokuje i bulwersuje, niż bawi, ale ta tragikomedia finalnie nie pozostawia obojętnym na to czego byliśmy świadkami blisko 135 minut.
A to, jak zauważyłem na początku, od patologii, która skumulowana jest w czołówce filmu po wszystko to, co dzieje się później i czego jesteśmy świadkami poznając losy kilku bohaterek, w tym tą, którą zagrała Marieta Żukowska.
To właśnie takie kino do jakiego przyzwyczaił nas reżyser pierwszego odległego o dekadę Pitbulla. Mocne w treści i słowie, pozbawione skrótów mentalnych, walące prosto z mostu o tym, jakie jest to życie za szpitalnymi drzwiami, gdzie ono samo nie zawsze jest na wagę złota.
Wspomniana już Marieta Żukowska, ale też Olga Bołądź, Katarzyna Warnke, Agnieszka Dygant. Cztery aktorki i cztery dobrze rozpisane i zagrane role, cztery dające do myślenia historie łącznie z doskonałą metamorfozą Danieli, dla której botoks był faktycznie na wagę złota.

Brak komentarzy: