środa, 3 lipca 2019

Paullina Simons - Bellagrand

Bellagrand, złudna oaza wolności… 

- Dokąd chcesz jechać?
- Mówiłem ci, do Rosji.
- Ale po co?
 

Niezależenie od tego, w co wierzymy, czego pragniemy i o czym myślimy, czasem trzeba zdać się na intuicję, bo tylko wtedy do głosu mogą dojść te wszystkie słowa, które być może nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. Słowa, które same w sobie nic nie znaczą, jeśli do przekazania nie mamy nic naprawdę ważnego, cennego i jedynego w swoim rodzaju.
Słowa, które w przypadku dokonań Paulliny Simons są esencją życia, choć podarowała nam już ich wiele, nie jest to pozbawiony sensu słowotok, ale historia, która bierze swój początek w piękny, słoneczny, czerwcowy dzień w Leningradzie i na nim samym się kończy. Wszystko nabrało sensu w trakcie lektury, Bellagrand, choć trudno uwierzyć ludziom, którzy mając wszystko zostają z niczym poza garstką złudnych marzeń, a te z biegiem lat nieodwracalnie przypieczętują los rodziców Aleksandra.
Choć po Jeźdźcu miedzianym pojawiły się dwie kolejne książki, Tatiana i Aleksander oraz Ogród letni, a dosyć niedawno, Dzieci wolności, to jednak ta pierwsza jest równie ważna, jak ta ostatnia. Bellagrand, rodzinny raj na ziemi, miejsce „zesłania”, w którym Harry musi odpokutować swe winy. Zamiast celi zrządzeniem losu areszt domowy w pięknym domu na Florydzie.
Młoda imigrantka z Włoch i równie młoda, radosna i uśmiechnięta Rosjanka. Jakąż szczególną więź miały matka Aleksandra i jego żona. Miłość, którą darzyły mężczyzn swego życia, spoglądanie w tę samą stronę bez względu na okoliczności, które dla rodziców Aleksandra były ich wyborem osobistym, w który on sam został rzucony bez świadomości powrotu. Szczątki opowieści o nim samym i jego rodzicach z Jeźdźca miedzianego dopiero tutaj nabierają sensu, dopiero tutaj Bellagrand odsłania przed nami cały swój urok i swoją utopię w dążeniu do tego, by odrzucić wszystko, co dobre na korzyść tego, co wydaje się dobre dla ojca Aleksandra i przez co stawia na szali życie żony i syna. Niezachwiana wiara w dobrobyt Związku Radzieckiego.
Dzieci wolności to była jeszcze wolność, to była wciąż młodzieńcza miłość, Gina i Harry postawili wszystko na jedną kartę bez możliwości odwrotu. Bellagrand dawał im jednak drugą szansę, z której…
 
– Jesteś jak Wezuwiusz. Syczysz i wypuszczasz parę. Kiedy będzie się tego najmniej spodziewał, wybuchniesz. Dla niego będzie to dzień sądu i nawet nie będzie wiedział, dlaczego płonie. Powinnaś go ostrzec, moja córko.
- Mamo, udowodnię ci, że nie masz racji. Jestem teraz amerykańską damą. A my chowamy emocji i parę głęboko, tam gdzie ich miejsce.
 
Jakże przewrotny cytat, bo gdyby Gina nie była tak bardzo amerykańska, a znacznie bardziej pełna temperamentu, włoska… może wtedy nigdy Aleksander nie zmagałby się z przeciwnościami radzieckiego systemu, ale może również nigdy nie przeszedłby dla Tatiany na drugą stronę ulicy.
Są tacy, którzy piszą i piszą i choć nie wnosi to wiele do świadomości czytelników dalej piszą. Paullina Simons tworzy, ona nie pisze, nie rozrzuca w sposób nieprzemyślany liter. Jej historia rozłożona na kilka obszernych powieści ma wyjątkową siłę, która w zderzeniu z prawdziwą i brutalną historią XX wieku, obroniła się doskonale. Wszystko, czym się dzieli, o czym opowiada i co pragnie przekazać, wszystko to wkrada się do serca i w nim samym na zawsze pozostaje. Słowa, którymi się dzieli, myśli, które przekazuje autorka skłaniają do refleksji, wywołują wzruszenie, na długo po lekturze wciąż burzą spokój ducha.

Paullina Simons, Bellagrand, Świat Książki, Warszawa 2014

Brak komentarzy: