poniedziałek, 27 stycznia 2020

Joanna Opiat-Bojarska - Słodkich snów, Anno


Mając odczucie, że do końca nie jest już tak daleko określone przebłyski świadomości sprawiają, że coś zaczyna mi świtać. Wciągnięty bez reszty w opowiadaną historię oddaję się jej całkowicie z niecierpliwością oczekując ostatniego słowa.

To, co ważne, postawiony w ciemno los zwrócił się już po wielokroć, a lekkie muzyczne preludium, jakim była powieść Joanny Opiat-Bojarskiej, Gdzie jesteś, Leno? dało jedynie przedsmak tego, czym jest doskonała pod każdym względem literacka symfonia, Słodkich snów, Anno. Najlepsza, jak dotąd powieść w dorobku autorki.
Jej poprzednie dokonania były świadectwem tego, że bez wątpienia czeka mnie coś miłego, coś zaskakującego, coś, co w żaden sposób nie pozostawia wątpliwości, iż nie są to przypadkowe dokonania, ale umiejętnie przemyślane i dopracowane do perfekcji dzieła. Na obecnym etapie, choć do końca jeszcze dłuższa chwila śmiało mogę powiedzieć, że Anna Rogozińska wyłoniła się z nicości i na kartach powieści, Słodkich snów, Anno zaskoczyła mnie bardziej, niż mógłbym przypuszczać.
Prywatne śledztwo dotyczące szemranych interesów dwóch lekarzy i związanej z nimi śmierci na stole operacyjnym kobiety absorbuje jej umysł coraz bardziej. Historia, która wydaje się być przepustką do wielkiego świata i pracy w oddziale głównym Primo TV. Historia, która chwilę później okazuje się mieć drugie dno. I być może by go nie dostrzegała, gdyby nie pomoc kolegi ze studiów Łukasza, który z mało znaczącego faceta stała się dla Ani mężczyzną, na którym zaczynało jej stopniowo zależeć, choć sama bała się do tego przyznać. Miała też ciche wsparcie w tajemniczym B.K., który bezinteresownie zaczął podsyłać jej maile ze wskazówkami dotyczącymi prowadzonego przez nią śledztwa.
Emocje, jakże wiele ich w tej książce, jak doskonale smakują, jak miło się nimi delektować, jak stopniowo i powoli świadomość tego, co się za chwilę wydarzy pobudza serce do jeszcze szybszego rytmu. Dla każdego, komu nie jest obca Alicja w Krainie Czarów będzie to przyjemność podwójna. Odważne rozwiązanie, jakim posłużyła się Joanna Opiat-Bojarska sprawiło, że kwintesencja zbrodni stała się jeszcze piękniejsza, a Bezdenny Kapelusznik zyskał od tej pory zupełnie nowy, kryminalny wymiar.

(...) – Zamiast ekscytować się, że miliony ludzi w tej chwili patrzyły na TWOJĄ córkę, że miliony usłyszały TWOJE nazwisko, ty przeglądasz głupkowatą gazetę. – Renata nie mogła opanować złości.

Jakże niewinne wydają się te słowa na początku opowieści, kiedy dopiero poznajemy pierwsze medialne poczynania Anny Rogozińskiej, aby wraz z rozwojem wypadków uświadomić sobie, że chwilę później staną się nie tylko prorocze, ale też wyjątkowo wymowne. Świetnie zarysowana intryga sprawia, że to, co z reguły wydaje się niepozorne i mało istotne finalnie może mieć zupełnie inny wymiar.
Nie bez znaczenia jest też fakt sięgnięcia przez autorkę po kulisy największej katastrofy kolejowej w Polsce pod Otłoczynem. Bo to na niej oparła ciężar swojej opowieści, choć zanim sobie to uświadomimy minie trochę czasu. 19 sierpnia 1980 roku o świecie w czołowym zderzeniu pociągu osobowego relacji Toruń Główny – Łódź Kaliska z pociągiem towarowym relacji Otłoczyn – Wrocki zginęło 65 osób, a 66 zostało rannych. Źródła podają kilka przyczyn katastrofy, w tym takie, które można uważać za legendy. Rozwiązanie zaproponowane przez Joanną Opiat-Bojarską sugerujące udział Służby Bezpieczeństwa w tej katastrofie daje bez wątpienia do myślenia.

Słowa, które pojawiły się na początku powstały w momencie, gdy finału tej powieści dzieliło mnie jeszcze kilka istotnych wydarzeń. Teraz, gdy Bezdenny Kapelusznik sprawił, iż wszystko jest już jasne nadal nie potrafię uspokoić myśli, gdyż wciąż jeszcze z niedowierzaniem, ale też podziwem analizuję ostatnie słowa tej opowieści.

Joanna Opiat-Bojarska, Słodkich snów, Anno, Wydawnictwo FILIA, Poznań 2014

Brak komentarzy: