wtorek, 7 kwietnia 2020

Brandon W. Jones - Wiosenne dziewczęta


Czasem nie potrzeba wiele. Czasem już magnetyczne przyciąganie okładki daje gwarancję, że lektura na długo pozostanie w świadomości czytelnika. Czasem też los postawiony w ciemno zwraca się po tysiąckroć. Nie potrzebowałem wiele czasu, aby rozsmakować się w tej zaskakującej pod każdym względem opowieści. Wystarczyło w sumie tylko kilka stron, aby historia Gi i Il-sun pochłonęła mnie bez reszty.

Wychowane w duchu całkowitego i bezwzględnego uwielbienia dla Wielkiego Wodza i Umiłowanego Przywódcy, swoje życie podporządkowały od urodzenia jednej bezwarunkowej prawdzie. Bez względu na to, że Gi przeszła jako dziecko piekło koreańskiego gułagu, a Il-sun przez chwilę mogła marzyć o dobrym wyjściu za mąż za kogoś wysoko postawionego w Partii, sierociniec, pod którego dachem razem się znalazły, zmienił diametralnie ich rzeczywistość. Codzienna ciężka praca w fabryce, w której szyły spodnie, pozbawiła je złudzeń, że ich życie będzie kiedykolwiek inne. Gdyby tylko wiedziały, co w niedługim czasie je czeka...
Gdybyś tylko wiedział, Drogi Czytelniku, jak szczególna, wyjątkowa, wstrząsająca, a przy tym niezwykła jest to lektura, gdybyś choć przez chwilę miał świadomość tego, jaką historię podarował Ci Brandon W. Jones, gdybyś zdawał sobie z tego sprawę, wtedy wszystko inne wokół przestałoby się liczyć.
Gi – stłamszona, torturowana, upodlona - aby przetrwać, od zawsze uciekała w świat liczb, dzieląc, mnożąc i dodając wszystko, co tylko było możliwe, do tak zawrotnych sum, że jej umysł odnajdywał równowagę pomiędzy tym, co na zewnątrz, a tym, co w środku. A jednocześnie już w sierocińcu opiekowała się Il-sun jak siostrą. Il-sun zaś, przez pewien czas gardząc i pomiatając Gi w sierocińcu, z czasem zrozumiała, że ta dziwna dziewczyna, której rodzice woleli mieć syna i dlatego nadali jej męskie imię, stała się dla niej wsparciem nawet w najgorszych chwilach. Bo to dzięki Gi mogła udawać, że wyrabia wyśrubowane normy w fabryce i to ona kryła Il-sun w trakcie sekretnych schadzek z Giannim.

(…) Co ta dziewczyna miała w sobie, że tak przyciągała ludzi? Z pewnością była ładna, ale chyba musiało to być coś więcej, nie tylko jej miękkie wargi i lśniące włosy ani nawet pełne piersi. Chodziło raczej o swobodę, z jaką dotykała swoich ust czy potrząsała włosami. O sposób, w jaki patrzyła na ludzi, kiedy skromnie spuszczała głowę, jednocześnie strzelając w ich stronę oczami; o to, jak się poruszała, jakby już sama czynność chodzenia sprawiała jej przyjemność. To nie detale przykuwały uwagę, ale ich harmonijność: rytm ruchów, płynność gestów, kusząca obietnica w spojrzeniu połączona z pogardliwym wzruszeniem ramion – to właśnie przyciągało do niej ludzi. Zdawało się, że sekretem Il‑sun były tkwiące w niej sprzeczności, umiejętność jednoczesnego wabienia i odrzucania. Ten rodzaj manipulacji przychodził jej naturalnie, jakby brał się z jakiejś wrodzonej kobiecej wiedzy, której Gi nie posiadła.

Jednak najgorsze miało się dopiero wydarzyć. Trzy młode Koreanki zostają sprzedane do pornobiznesu w tej części świata, do której nigdy nie chciałyby trafić z krótkim postojem w imperialistycznej Korei Południowej.
Wiosenne dziewczęta mają w sobie siłę długiej listy książek, którą być może w ostatnim okresie mogliście przeczytać. Ta niewielkich rozmiarów powieść kumuluje w sobie emocje z nich wszystkich, a to, czego dokonał Brandon W. Jones, trudne jest do przekazania prostymi słowami. Tę historię trzeba poznać osobiście, aby zrozumieć, co przeżyły i czego doświadczyły Gi, Il-sun, a wraz z nimi Cho i jakiś czas później Jasmine.

Brandon W. Jones, Wiosenne dziewczęta, Wielka Litera, Warszawa 2014

Brak komentarzy: