piątek, 19 lutego 2021

Pojutrze (2004)

W
izja zagłady przedstawiona w filmie Pojutrze bez wątpienia jest wariantem, którego nie powinniśmy się obawiać. Wizja tak śmiała i dalekosiężna, iż na dobrą sprawę siedząc w wygodnym fotelu możemy odczuwać jedynie wiele emocji, ale czy tylko to? Ja oprócz podniesionego poziomu adrenaliny odczuwałem strach, bo jeśli nie nadejdzie jutro to, co stanie się z nami pojutrze?
I choć jest to tylko film, to jeden drugiemu nie jest równy. Nie wzbudził we mnie aplauzu fakt, iż twórcami tego katastroficznego eposu są ci sami ludzie, którzy wyprodukowali Dzień Niepodległości. Tam do emocji i wrażeń było daleko, tu zaczynają się już od pierwszych minut i dopiero w finale jesteśmy w stanie się uspokoić.
Ktoś mógłby powiedzieć, iż są to jedynie efekty specjalne. Fakt, ma rację, jest ich wiele, ale są tak przekonywujące, tak naturalne, tak wymowne, iż trudne przez chwilę sądzić, iż jest to jedynie czyjś wymysł. Pogoda od zawsze była kapryśna, ale to, co dzieje się w ciągu ostatnich lat jest już czymś wyjątkowym. Wystarczy spojrzeć na upalną Florydę, która przez długi czas była trawiona pożarami, aż przychodzi poranek i pojawia się półmetrowy śnieg. I nie jest to fragment filmu, tylko obrazek z naszego życia.
Lecz półmetrowy śnieg, z tym wszystkim, czego jesteśmy świadkami to jedynie poranna, niczym nie zmącona mgiełka. Za chwil kilka wyjdzie Słońce i będzie piękny dzień. Finałowy obrazek daleki jest od ideału, choć faktycznie ludzie uśmiechają się do słonecznych promieni. Jednak spojrzenie na Nowy Jork nasuwa zupełnie inne myśli. Jakże wymowna jest tu Statua Wolności, niezaprzeczalny symbol tego tragicznego miasta. W pierwszej kolejności zalewana kilkumetrową falą, by chwilę później być zasypaną prawie po samą głowę. Teraz rozumiecie?
W dramacie świata jest dramat jednostki, tragedie pojedynczych ludzi, ich problemy, rozterki. Jack Hall, w tej roli ujmujący Dennis Quaid, przewidział to wszystko, tylko nie sądził, iż spotka go w ciągu kilku najbliższych dni. Za sto, dwieście lat, być może, ale pojutrze? Sam tytuł filmu jest też stwierdzeniem umownym, jest odniesieniem do momentu, w którym świat przywita nowy wschód Słońca. Tylko, kto przetrwa i jaki będzie ten świat?
Na to pytanie nawet Jack nie potrafił odpowiedzieć i bez względu na to, co dzieje się na zewnątrz, chce i musi dotrzeć do Nowego Jorku, aby choć raz nie zawieść syna. Dane mu słowo jest dla niego święte, świadomość, iż jest gdzieś tam w mieście skutym śniegiem i lodem, jest celem tej polarnej wyprawy. Jest Sam Hall, który wraz z innymi w bibliotece miejskiej walczy o przetrwanie, jest jego matka, dla której życie młodego chłopca chorego na raka, jej pacjenta, ma w tym konkretnym momencie największe znaczenie.
Film na duży plus, film, który powinien dać Wam wszystko to, czego od niego oczekujecie. Dobrze zrobiony, opracowany i zmontowany, zaskakujący wizualnie. Obraz, dla którego najlepszym odniesieniem jest duży ekran, gdyż nawet najlepszy monitor nie odda tego wszystkiego, co niesie ze sobą ciemna, kinowa sala. Nie ma tu wielkich nazwisk, nie ma twórców, których czasem poszukujemy, jest jednak ekipa, która sprostała wyzwaniu scenariusza i tego wszystkiego, czego wymagał od niej reżyser, Roland Emmerich.

Brak komentarzy: