piątek, 19 lutego 2021

Wyspa (2005)

Zabieram Was
do miejsca
, o którym śnicie i marzycie. Zabieram Was na piękną i jedyną w swoim rodzaju wyspę. Problem w tym, iż możecie do niej nie dotrzeć.
Pomysł, po jaki sięgnęli twórcy filmu z jednej strony jest bardzo wyjątkowy i zaskakujący, choć jakby już kiedyś pokazany, lecz w zupełnie inny sposób. Druga strona medalu nie jest już tak miła i pogodna, budzi raczej strach, przerażenie, trwogę. I choć jest to kino futurystyczne, jest jakby w zasięgu naszej ręki, wszystko to, co ze sobą niesie. Pierwotnie akcja oparta była o koniec XXI, jednak Michael Bay, reżyser i producent, stwierdził, Musieliśmy cofnąć się w przyszłości około dwudziestu lat. Przesłanie filmu staje się bardziej przerażające, jeśli może się wydarzyć już niebawem, gdy właściwie jest tuż za rogiem.
I tak faktycznie jest, wszystko, co widzimy, czego jesteśmy świadkami, co cieszy nasze oczy, a co również może budzić niesmak może wydarzyć się tuż za chwilę. Przyjmijmy, iż w tym przypadku chwila to będzie dziesięć lat, więc nie tak dużo. Lecz nie życzę sobie, ani Wam tej koncepcji życia, jakiej dotykają bohaterowie Wyspy.

Dlaczego? Otóż jest ona na swój sposób bardzo nowatorska, a jednocześnie równie podstępna, przerażająca i niszczycielska. Jednak, należy pozostawić pewne niedopowiedzenia, aby nie powiedzieć zbyt wiele. Czy chciałbyś, aby Twoją polisą na życie był Twój klon? Wahasz się, nie potrafisz opowiedzieć, jesteś zaskoczony, otóż to, ja czuję się podobnie, lecz jak dobrze wiem, możliwości nauki są niezbadane, dlatego bliskość tego faktu bardziej przeraża, niż napawa optymizmem.
Jednak zanim uzmysławiamy sobie ten fakt poznajemy dziwne i zaskakujące życie naszych bohaterów, życie, w którym elektronika odpowiada już za wszystko. Za Twoje samopoczucie, za żywienie, za metabolizm, za dobry sen. Budzi Cię codziennie rano ten sam głos, zakładasz to samo białe, zawsze białe, dresowe wdzianko. Idziesz do pracy, wlewasz dziwne płyny w dziwne rurki, myślisz, po co i dlaczego, ale nie przejmujesz się tym. Gdybyś wiedział, nie byłbyś już taki uśmiechnięty. Jakby pełnia szczęścia, jest jeszcze loteria, a szczęśliwcy płyną na Wyspę, też na to czekasz, prawda?
Ograny już w Gwiezdnych wojnach Ewan McGregor, jako Lincoln Six-Echo, a także tu wyjątkowo piękna, kusząca, zniewalająca Scarlett Johansson, Jordan Two-Delta. Nigdy wcześniej jej uroda nie miała takiego blasku, tak nie olśniewała, jej usta, stworzone do całowania, właśnie w tym filmie przez długi czas zupełnie nie mają świadomości pewnych doznań, tak duchowych, jak też cielesnych. Dorzucając zaprojektowane białe, obcisłe, dobrze dopasowane strecze, dla aktorów i setek statystów, filmowa Jordan nigdy wcześniej nie działała tak na nasze zmysły, jak właśnie w filmie Wyspa.
Bay zaznacza, iż obsadzenie Scarlett i Ewana opierało się głównie na instynkcie. Gdy już mieliśmy Ewana, wiedzieliśmy, że musimy znaleźć kogoś, kto będzie nie tylko dobrym aktorem, ale również będzie do niego pasować. Wcześniej nie znałem Scarlett, lecz wiedziałem, że to wybitna aktorka. Kiedy próbujesz znaleźć dobrych partnerów ekranowych, czasem trzeba zaryzykować, lecz na szczęście okazało się, że między Ewanem i Scarlett aż iskrzy „chemia”. I przyznać trzeba, że to się nie tylko widzi, ale też czuje.
Przed aktorami postawiono wysoko poprzeczkę, bo gdy zaczynają uciekać nie mogą się już zatrzymać. Teraz już ciągle ktoś ich ściga, ktoś do nich strzela, biegną, jeżdżą, uciekają. Johansson i McGregor na ogół nie potrzebowali dublerów, w większości trudnych scen kaskaderskich zagrali osobiście, a kilka z nich, w tym upadek z dużym logo z 70 piętra, jak też pościg na autostradzie, były wyjątkowym wyzwaniem.
Rzecz jasna nie tylko dla nich. Przez trzy weekendy producenci zamykali sześciokilometrowy odcinek autostrady w San Pedro, aby filmować wstrząsającą sekwencję, kiedy drużyna Laurent’a ściga Lincolna i Jordan, którzy jadą z tyłu wielkiej ciężarówki wiozącej koła pociągowe wyglądające, jak gigantyczne szpule. Używając kół jako broni, próbują przeszkodzić ścigającym, dopóki Lincoln nie opanowuje jednej z Os, latających, wyjątkowo zwrotnych motocykli.
Różne już stosowano pomysły w scenach „pościgów”, które są nieodzownym elementem każdego dobrego filmu akcji, ale koła pociągowe tuż już mistrzostwo świata. Gdy takie leci w twoją stronę wprost w ekran, wtedy czy chcesz, czy nie, chowasz się za fotel, ale czy on cię osłoni?
Największa scena kaskaderska w drugiej połowie filmu rozpoczyna się, gdy Lincoln i Jordan lecą na Osie do centrum Los Angeles i rozbijają się na siedemdziesiątym piętrze drapacza chmur. Zwisają z olbrzymiej litery R, a nad nimi złowieszczo krąży helikopter. Cała ekipa i obsada wiedziała, że nie będzie powtórnego ujęcia tej skomplikowanej akcji, więc trzynaście kamer zostało przystosowanych do uchwycenia sceny z każdego możliwego punktu widzenia. Tak, aby za jednym podejściem uchwycić wszystko. Nie było miejsca, ani na fuszerkę, ani na falstart, ani tym bardziej dubel.
Zamykając temat efektów specjalnych i nowinek technicznych należy wspomnieć jeszcze o dwóch elementach, o samochodzie i łodzi. Pracując w Detroit – Mieście Samochodów, reżyser skorzystał ze swoich powiązań z jednymi z najlepszych projektantów samochodów na świecie. W efekcie pojawił się zaprojektowany przez General Motors projekt wart siedem milionów dolarów, ni mniej ni więcej, za jeden samochód – Cadillac 2002.
John Frazier i jego ludzie stworzyli „klon” wartego miliony dolarów samochodu, który można było prowadzić i potencjalnie uszkodzić bez ponoszenia olbrzymich kosztów. Wspomina: Przyszli do nas i powiedzieli, ‘Wybraliśmy samochód. To projekt, Cadillac 2002, ale właściwie nie możemy nim jeździć. Musicie zbudować taki sam.’ Wobec tego zbudowaliśmy replikę tego Cadillaca, od podstaw, w siedemnaście dni. Załadowaliśmy go w samolot i następnego dnia brał już udział w zdjęciach.
Drugim, bardziej skomplikowanym zagadnieniem było znalezienie jedynej w swoim rodzaju łodzi, którą Lincoln wyśnił sobie w pierwszych minutach filmu. Bay relacjonuje: Chciałem mieć najlepiej wyglądającą łódź na świecie. Znaleźliśmy WallyPower 118, której właścicielem był gość o imieniu Luca z Włoch, najmilszy facet pod słońcem. Trochę czasu zajęło nam uzyskanie pozwolenia na prowadzenie tego jachtu, bo jest wart dwadzieścia pięć milionów dolarów, ale jest piękny, po prostu piękny.
Doskonały wizualnie, technicznie, ze ścieżką dźwiękową, która towarzyszy mi w trakcie pisania tego tekstu, został również bardzo dobrze zagrany. Obok wspomnianej już pary Johansson i McGregor, jako dr Merrick vel dr Mengele, wystąpił charyzmatyczny, dynamiczny Sean Bean. Pojawił się przezabawny Steve Buscemi, McCord, wszystkowiedzący, wygadany, pomost z „normalnym światem”. Jest też czarnoskóry Djimon Hounsou, jako Albert Laurent, który najpierw ściga, a później sam pomaga ściganym, gdy odkrywa, o co tak naprawdę chodzi w tej rozgrywce. Dobrze znany z filmów Amistad i Gladiator.
Każda z tych postaci wnosi do filmu coś od siebie, każda wyjątkowo dobrze dobrana, dopasowana, tak w rolach pozytywnych, jak też „czarne charaktery”. Kino widowiskowe, ale również aktorskie, kino, które może i powinno się podobać, które budzi emocje, wywołuje drżenie rąk z podniecenia, nadmiaru emocji, wciąż rosnącej adrenaliny.
I tak, jak wspomniałem, tu powiedzieć za dużo, to lepiej wcale nic nie mówić, dlatego pozostają pewne niedopowiedzenia, dlatego pewne wątki są jedynie zaznaczone śladowo. Wszystko przybierze swoje właściwe kształty w ciemnej sali kinowej.

Brak komentarzy: