Dzięki staraniom Domu Wydawniczego REBIS jest to pięknie wydana publikacja, która co ważne nie jest klasyczną powieścią, a raczej żywą relacją dotykającą podróży dookoła ziemskiego globu. Nie zmienia to jednak faktu, że ma walory najlepszej powieści przygodowej i sensacyjnej w jednym.
To, co wartym jest podkreślenia na początku - Ferdynand Magellan zanim został kapitanem generalnym Armady Molukańskiej nie miał łatwego życia i musiał wiele przejść, a także doświadczyć, aby zyskać uznanie w oczach świata. Przez lata zabiegał o możliwość zorganizowania wyprawy do Wysp Korzennych u króla Portugalii, Manuela. Ten jednak przez lata nim gardził i odmawiał jej sfinansowania. Ostatecznym krokiem, jaki podjął Magellan, aby ziścić swoje odwieczne marzenia było przedstawienie swojego pomysłu królowi Hiszpanii, Karolowi I i raz na zawsze pozostawienie swojej ojczyzny Portugalii za sobą. Jednak zanim wypłynął w morze musiał się jeszcze wielokrotnie zmierzyć z zawiścią, niedowierzaniem w jego umiejętności udowadniając na każdym kroku, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu.
Laurence Bergreen zawarł w swoim dziele Poza krawędź świata historię tak niezwykłą, aż trudną do uwierzenia. A jednak świadomość, że Armada Molukańska nieświadoma tego, że po raz pierwszy w historii opłynęła kulę ziemską, temu nikt w żaden sposób nie może już zaprzeczyć. Dzięki autorowi jest to opowieść zaskakująca pod każdym względem, o zmaganiach Magellana i jego podkomendnych zarówno z żywiołem, jakim jest morze, inne w każdej części świata, jak też z własnymi słabościami, ułomnościami, czy też buntem, który również miał miejsce w trakcie wyprawy.
Nie bez znaczenia jest też fakt poszukiwania tajemniczej cieśniny, co, do której członkowie wyprawy wiedzieli, że gdzieś jest, ale czy jest na pewno, tego nikt nie mógł być pewien:
(…) Przeprawa Magellana przez cieśninę jego nazwiska jest uznawana za największy wyczyn w historii eksploracji morskiej. Osiągnięcie to było, być może, nawet większe od odkrycia Nowego Świata przez Kolumba, ponieważ Genueńczyk do końca życia pozostawał w nieświadomości, gdzie dotarł i co osiągnął, w następstwie, czego wprowadzał też w błąd innych. Magellan natomiast doskonale wiedział, czego dokonał, wiedział też, że w końcu zaczął korygować wielki błąd nawigacyjny Kolumba.
Mógłbym napisać obszerne dzieło omawiające Poza krawędź świata, bo pokazanie tej książki w kilku słowach nie jest do końca możliwe. I choć jest ich obecnie znacznie więcej, niż kilka to jednak warto mieć na uwadze fakt, iż choć z wyprawy po trzech latach wrócił tylko jeden statek widmo ze skrajnie wyczerpaną załogą, to właśnie dzięki nim, ich świadectwu, opowieściom obecnie wiemy to, co już na zawsze wpisało się złotymi zgłoskami do annału odkryć i eksploracji morskich. Jestem i jeszcze długo będę pod wielkim wrażeniem tego, co udało mi się poznać, dotknąć, odkryć wraz z autorem. Dotrzeć tam, gdzie dotarli nieliczni, zobaczyć to, co ujrzeli również nieliczni i przeżyć tak wyjątkowe zjawiska, których prostym słowem nie da się opisać, to samemu trzeba odkryć i przeżyć.
(…) Nie tak Magellan wyobrażał sobie koniec swego życia, pisząc testament podczas pełnych napięcia miesięcy przygotowań w Sewilli. Niedane mu było umrzeć z godnością i pobożnie, jak na chrześcijańskiego rycerza przystało. Co więcej, miało się okazać, że za jego duszę nie będą się modlić żadni ubodzy, w jego imieniu nie będą rozdawane żadne datki, a w sewilskich kościołach nie zostaną odprawione w jego intencji żadne msze.
I choć nie umarł tak, jakby sobie tego życzył i nie pochowano go tak, jak tego oczekiwał w testamencie to jednak świadomość tego, czego dokonał jest jego najlepszym i najbardziej okazałym pomnikiem na jego grobie.
Laurence Bergreen, Poza krawędź świata, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz