Daleki jestem obecnie od pisania obszernych, przemyślanych recenzji. Jakby jakiś etap twórczej działalności zakończył się samoistnie, choć film był, jest i będzie mi zawsze bardzo bliski. Zanim poznałem Wesele w pewnym komentarzu pojawiły się te słowa:
Wrażliwość Wojtka Smarzowskiego wymyka się wszelkim konwenansom i trudno o drugiego polskiego twórcę z tak szerokim wachlarzem uczuć i emocji, który dostajemy w pakiecie w każdym jego filmie.
Tyle komentarz. Nie pomyliłem się. Nie miałem wątpliwości, że Wesele będzie filmem szczególnym, obrazem obok którego w żaden sposób nie można przejść obojętnie. Ten wspomniany wachlarz uczuć i emocji w polskim narodzie odbija się głęboką czerwienią krwi i bielą śmierci. Czasy współczesne na każdym kroku przenikają się z przeszłością, przypadkowe zdarzenie sprawia, że otwiera się puszka Pandory, grzechy dziadków odbijają się w oczach ich wnuków.
Wesele jest dopełnieniem tego wszystkiego, co kilka lat temu z przejęciem odkrywaliśmy w filmie Wołyń. Trudna i skomplikowana historia, która na moim narodzie odcisnęła piętno i co w wybitny sposób odkrywa przed widzem Wojtek Smarzowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz