niedziela, 26 sierpnia 2018

Wiktor Mrok - Mała baletnica

Daleki jestem
od dobrej, literackiej formy, która od pewnego czasu zrobiła sobie wakacje, a skoro niedługo się kończą, więc mam nadzieję, że i ona wkrótce powróci. Stąd trudno o obszerną recenzję, jaką potraktowałem Czerwony Parasol:


Czerwony Parasol, przewrotny tytuł, oryginalna nazwa pewnej organizacji, a przy tym bardzo ciekawa gra słów. Czerwony parasol nie chroni od deszczu, ma raczej zgoła odmienne zastosowanie, choć bez wątpienia również ochronne. W dramacie, który dotyka Tatianę, w tym wszystkim, co tak szybko dzieje się wokół niej każda inna nastolatka wpadłaby w histerię i rozpacz. Doznała szoku i nie potrafiłaby zrobić choć jednego kroku. Każda, lecz nie Tatiana. Nagle okazało się, że pewne letnie obozy, wszystko to, czego nauczył ją wujek Avram, rygor treningów gimnastycznych z znienawidzoną Carycą, dały jej bodziec do szybkiego, efektywnego działania, pomimo wielkiej straty i bólu serca nad zamordowaną z zimną krwią rodziną. W beznadziei w jakiej się znalazła pozostał tylko Grisza, z którym nie tak dawno rozmawiała w autobusie. Wszystko inne miało ułożyć się samo, z pomocą pewnych ludzi i pewnej organizacji. Ktoś szybko i sprawnie rozłożył nad Tatianą Czerwony Parasol.

Teraz warto powiedzieć jedno, Wiktor Mrok zyskał w mojej osobie oddanego fana, a jego swobodne operowanie słowem na przestrzeni blisko 600 stron dawno nie było tak dobre, przenikliwe, doskonałe, poruszające i niezwykłe, jak właśnie w przypadku Małej baletnicy. Nie wiem, czy dane mi będzie jeszcze mocniej zidentyfikować się z tym tytułem poświęcając mu jeszcze więcej uwagi, nie wiem, czy pojawią się odpowiednie słowa, jednak jeśli tak się stanie warto będzie powrócić tu z jeszcze lepszym i bardziej przenikliwym tekstem.

Wiktor Mrok, Mała baletnica, Wydawnictwo Initium, Kraków 2018

Brak komentarzy: