czwartek, 25 października 2018

Alex Marwood - Zabójca z sąsiedztwa

Nadal nie wiem
, czy są to właściwe słowa, po które pragnę sięgnąć i czy uda mi się choć w niewielkim stopniu zbliżyć do doskonałości tej książki. Mam obawy, co do tego, czy moja sfera mentalna udźwignie jej wyjątkowo obszerne, emocjonalne spectrum. Jednak nic nie tracę, być może poza waszym zainteresowaniem i odpowiednim spojrzeniem na przedstawiony temat.

Kiedy sięgałem po Zabójcę z sąsiedztwa miałem i wciąż mam przed oczami historię Chloe i to, co się wydarzyło tamtego dnia. Teraz stojąc przed drzwiami tego domu zanim Cher opowiedziała swoją historię uświadomiłem sobie, że Alex Marwood już dokonała czegoś niemożliwego, co w literaturze tak rzadko się zdarza. Intensywność myśli, uczuć, doznań, już od pierwszych stron emocje rosły, a wraz z nią nasza sympatia, choć też stopniowa niechęć na podłość Kamienicznika i pogarda względem poczynań Kochanka.
Swoją przystań znalazła w tym domu Collette, przystań pozornie bezpieczną, choć nie mogła być pewna dnia, ani godziny. Zbyt wiele wydarzyło się w jej życiu przez ostatnie lata, potrzebny był spokój, miejsce, które być może po raz pierwszy będzie mogła nazwać swoim domem. I jak dwa bieguny, tak są Vesta i Cher. Babcia dla tych, którzy nie mieli tego szczęścia, aby mieć babcię, ale też dobra dusza tego domu. Tak często myślała o niej Cheryl, która w zaskakujący sposób zyskała moją sympatię. Na jej drobne barki spada ciężar tej mrocznej poniekąd opowieści i to ona będzie miała wiele mądrego do przekazania, choćby o tym, jak zbiera się jabłka.

- Poszłam na jabłka - mówi Cher. - Na błoniach kupa luda.
- Jabłka? Nigdy nie widziałam tam żadnych jabłoni.
- Jabłka nie zawsze rosną na drzewach - odpowiada tajemniczo Cher i wsuwa iPoda do kieszeni.


Wczoraj Chloe, dziś Cher, a co będzie jutro? 
Jutro pojawi się Coco, a ja już czekam na film, w zasadzie to dwa.

Alex Marwood, Zabójca z sąsiedztwa, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2016

Brak komentarzy: