niedziela, 7 października 2018

Wacław Holewiński - Opowiem ci o wolności

Wyjątkowy smak wolności!
 
470 stron w niespełna dwa dni… objętość książki duża, ale i lektura, która zasysa i nie pozwala się oderwać. Po zaskakujących, urzekających i pięknych w swej formie Dziewczynach wojennych Łukasza Modelskiego pojawia się historia dwóch młodych dziewczyn, które pełne ideałów, wychowane w duchu patriotycznym szacunku dla Polski jako nastolatki stają się ważnymi ogniwami walki z okupantem w szeregach Narodowych Sił Zbrojnych.
Cieszy fakt, że w XXI wieku nadal sięga się po takie tematy, dając świadectwo tamtych, wyjątkowo trudnych dni, bo kto nigdy sam tego nie doświadczył nigdy nie będzie w stanie zrozumieć, czym jest wolność. Wychowanie w duchu patriotyzmu, w okresie międzywojennym ukształtowało wyjątkowe pod każdym względem pokolenie młodych ludzi.
Ludzi, dla których oddanie sprawie wolnej Polski było ważniejsze ponad wszystko, łącznie z własnym życiem. Wacław Holewiński w formie powieści zaprezentował dwa niezwykłe życiorysy kobiet, które po dramatycznych przeżyciach okresu wojny, działalności w NSZ, okresie powojennym, śledztwach, o których nie da się napisać w dwóch słowach... połączyła wspólna prycza w kobiecym więzieniu w Fordonie... być może tak właśnie było, choć sam autor w posłowiu nie zakłada tego, jako pewnik. Nie zmienia to faktu, że warto poznać te niesamowite losy młodych dziewczyn, aby zdać sobie sprawę, czym tak naprawdę jest PATRIOTYZM i jak czasem niewiele o nim obecnie wiemy.
Młodzieńcza niewinność jakże szybko zamienia się miejscami z dojrzałością i chęcią działania, włączenia się w walkę z okupantem, walki o sprawę, z wiarą w ideały wyniesione z domu, szkoły, środowiska, harcerstwa. To wszystko miało swój wyjątkowy wydźwięk w momencie, w którym jeden okupant zamienił się na drugiego, kiedy zniknęli źli faszyści, a ich miejsce zajęli jeszcze bardziej bezwzględni komuniści.

(…) Dziewczyny, „Marsz Mokotowa”… — rzuciłam najpierw w prawo, potem powtórzyłam też tym z lewej.
Nie czekałam na nikogo:

Nie grają nam surmy bojowe i werble
do szturmu nie warczą,
Nam przecież te noce sierpniowe
i prężne ramiona wystarczą.
 

Nie słuchałam, czy inne dołączyły, szłam z przymkniętymi oczyma i darłam się na całe gardło. I nagle sobie uświadomiłam, że niesie się echo, że śpiewa cała kolumna, pewnie ponad setka bab. I w ciągu sekundy przestałyśmy być bezbronne, bezimienne, zastraszone i samotne. Czułam, jak spływa na mnie jakieś ciepło, poczucie wspólnoty. I chyba wszystkie to czuły.

Niech płynie piosenka z barykad, wśród bloków,
zaułków, ogrodów,
Z chłopcami niech idzie na wypad, pod rękę przez
cały Mokotów.

Patrzyłam, jak ten tłum stojący za kordonem milicjantów nagle się ucisza, jak przestają w naszą stronę lecieć obelgi i grudy lodu, jak pięści, jeszcze przed chwilą wyciągnięte w naszą stronę, nagle opadają i jak najpierw pojawia się zdumienie, niedowierzanie, a potem wstyd i szacunek dla tych przemarzniętych, ledwie ubranych kobiet. 

Nie bez znaczenia jest zacytowany fragment, choć tak naprawdę miałem problem z wyborem, jaki w tym miejscu byłby szczególnie odpowiedni. Ważne jest to, że autorowi w zadziwiająco piękny sposób udało się sposobem narracji stworzyć opowieść, która bez wątpienia śmiało może dotrzeć nawet do młodego czytelnika. Pomimo tematów, których dotyka książka, niejednokrotnie trudnych, bolesnych i jakże brutalnych z otwartymi ustami poznajemy na początku historię Marysi, a później Wali. Ich skomplikowane losy, w których na sprawy serca jakże mało było miejsca, jednak to właśnie miłość niejednokrotnie pozwalała przetrwać i przynosiła siłę, szczególnie w trudnych momentach katowania przez Gestapo, czy jakiś czas później przez UB.
Co ważne, były w tym samym wieku, choć wychowały się w różnych miejscach Polski. Obie miały starszych braci, którzy tak, jak one już od pierwszych chwil zaangażowani byli w działalność konspiracyjną, którą jeden z nich przepłacił życiem. Zarówno Marysia, jak i Wala szybko wyrosły z niefrasobliwości, by swoją dojrzałość, chęć działania, niesienia pomocy i wspierania, nawet za cenę, tą najwyższą, podarować ojczyźnie. Można też przyznać, że w jakiś sposób Marysia miała dużo więcej „szczęścia” od Wali, choć pojęcie szczęścia w tamtych czasach znaczyło coś zupełnie innego, niż odbieramy to dzisiaj.
Szczęściem było nie wpaść w łapance, w łapy Gestapo, czy może zastawiony przez „czarnych” kocioł w jednym z konspiracyjnych mieszkań. Wala przeszła półroczne ciężkie śledztwo w czasie wojny, koszmar obozu koncentracyjnego Ravensbrück, nie uniknęła katowani UB. Ile odwagi, silnej woli, jaki trzeba było mieć charakter, aby przechodząc z jednego piekła do drugiego nie stracić własnej godności i nie wydać nikogo? Właśnie takie świadectwa, nam ludziom XXI wieku, są bardzo potrzebne, aby to zrozumieć. 
9 maja 1945 roku dla wielu z tych ludzi nie oznaczał końca wojny, oznaczał wybuch kolejnej z Sowietami, którzy na dobre zamierzali osiedlić się w naszym kraju i jak dobrze wiemy, tak właśnie się stało. Na tym etapie NSZ przeobraża się w Narodowe Zjednoczenie Wojskowe nie składając broni i stając do nierównej walki, a jednak z wiarą, że coś dobrego można jeszcze zrobić dla sprawy Polski. Wiarą, którą wielu z tych ludzi przypłaciło życiem, a jeśli dane było im przeżyć, plamą na życiorysie do końca ich dni, bo roku 1989 wielu z nich już nie dożyło.

Wacław Holewiński, Opowiem ci o wolności, Zysk  i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2012
 

Brak komentarzy: