poniedziałek, 7 stycznia 2019

Wojciech Dutka - Czerń i purpura


Miłość
w obozowym piekle Auschwitz.
 

Istnieje szczególne miejsce na mapie martyrologii i męczeństwa narodu polskiego. Miejsce, którego nazwa wypowiadana w czasie II wojny światowej budziła nie tyle strach, co nieludzkie wprost przerażenie. Widmo wywózki do Auschwitz kładło się cieniem na każdym Polaku w okupowanym kraju, widmo obozu, z którego nie było powrotu, a jedyna droga ku wolności prowadziła przez komin.
Zderzenie dwóch przeciwstawnych światów w miejscu kaźni, jakim było Auschwitz, historia, jaką zainspirowały autentyczne wydarzenia – Milena, młoda, żydowska artystka ze Słowacji i Franz, podoficer SS, odpowiedzialny za segregowanie rzeczy po zgładzonych Żydach. Czy tych dwoje ludzi mogło połączyć coś, o czym oni sami nie zdawali sobie sprawy? Jak spojrzeć w oczy wroga i kata, który nagle z niewiadomego powodu zaczyna okazywać zainteresowanie Żydówce?
Kilka słów na temat książki Czerń i purpura, które przeczytałem w krótkim redakcyjnym materiale uzmysłowiły mi, że bardzo chciałbym ją poznać. Wojciech Dutka napisał powieść, która poraża swą bezpośredniością w zderzeniu z obozową rzeczywistością. Z tym wszystkim, czego my ludzie XXI wieku, którzy nie doświadczyliśmy tego zwierzęcego upodlenia nigdy nie będziemy potrafili go sobie wyobrazić. A jednak autorowi udało się przenieść nas stopniowo za obozowe druty i oddać klimat tamtych bolesnych dni.
Zanim przetną się ich drogi zarówno Milena, jak i Franz, dojrzewają mentalnie do tego, co się ma w przyszłości wydarzyć. Ona, otwarta na świat, inteligentna, młoda dziewczyna obdarzona wyjątkowym głosem wymykająca się wszelkim konwenansom żydowskiej kultury i on, dojrzewający mężczyzna w duchu narodowego socjalizmu z piętnem cierpienia wyniesionym z rodziny bardzo wcześnie naznaczonej tragicznym w skutkach jarzmem wojny. Jedno dotkliwe zdarzenie z okresu młodzieńczego całkowicie zachwiało jego wiarę w Boga i ludzi, a jedynym „wybawieniem” z opresji miała okazać się zaszczytna służba w szeregach SS. W określonym miejscu i czasie pojawił się wybór, który nie dawał żadnego wyboru: front wschodni lub służba w obozie koncentracyjnym. Decyzja była prosta, jednak tylko pozornie.
Wojciech Dutka nie pozostawił w tej książce niczego przypadkowi, ale dobrze i rzetelnie odrobił swoje zadanie domowe zanim zaczął pisać Czerń i purpurę. W szczególny sposób tworzy ramy do swojej wyjątkowej opowieści, aby stopniowo wypełnić je tak pięknym, ale i bolesnym obrazem, który dotyka do żywego. Milena nie zdaje sobie sprawy, że w tym samym transporcie, pierwszym, kobiecym transporcie skierowanym do Oświęcimia jedzie też Luna, kobieta, z którą łączy ją uczucie. Kobieta, która po aresztowaniu Mileny nie ma nic do stracenia poza własnym życiem. Ale co to za życie, skoro nie ma już obok niej ukochanej.
Autor z wyjątkową starannością pokazuje dwa światy, które przecinają się za bramą obozową. Mordercze, wyniszczające cierpienie więźniarki 1970 i zagubienie, osamotnienie kata, który dostając przydział do „Kanady” stara się w jakiś sposób sam przetrwać i również odnaleźć się w tej otchłani bólu i samotności. Jego urodziny odmienią ich życie na zawsze. Nie bez znaczenia jest też fakt pokazania przez autora dwóch bardzo ważnych i istotnych epizodów obozowego życia, które dla tych cierpiących ludzi były elementami dającymi siłę do przetrwania i walki o kolejny dzień życia.
Na głębsze przemyślenia po lekturze zapewne będzie jeszcze czas teraz jedynie pewien wymowny fragment, który jest puentą tej krótkiej refleksji na temat powieści Czerń i purpura. Pozwólcie ponieść się tej historii ze świadomością, że nie będą to łatwe i lekkie słowa:

(…) Gdy był już pewny, że pragnie walczyć o swoją duszę, chwycił ołówek, który każdego dnia cierpliwie i bez słowa czekał na niego na biurku. Wyrwał kartkę z zeszytu, w którym zapisywał na brudno zinwentaryzowane ruchomości pożydowskie. Drżały mu ręce, prawie tak mocno, jak w sierpniu pod ‘białym domem’. Zastanawiał się, czy to, co pragnął zrobić, miało sens. Po chwili doszedł do wniosku, że tak. Gdyby nie to, nie miałby już, po co żyć. Chciał żyć i wiedział już, dla kogo.
W tym celu musiał napisać te kilka prostych słów i jakoś przekazać je Milenie. Pisząc je czuł się szczęśliwy po raz pierwszy od bez mała dwóch lat. Potem niech będzie, co chce, pomyślał Franz. Skończył i zwinął kartkę w ciasny rulonik. Następnie wstał, nałożył czapkę, odruchowo wygładził mundur i poszedł w stronę swego przeznaczenia.

(…)

Może mu coś wypadło? Po chwili doszła jednak do wniosku, że nie było mowy o przypadku. On to zrobił celowo. Chciał jej coś przekazać. Rozejrzała się wokół. Obok niej pracowała tylko Wanda, a Tłustej Ingi nie było widać. Rozwinęła rulonik i przeczytała:

KOCHAM CIĘ NIE WIESZ NAWET JAK BARDZO.
NIE BÓJ SIĘ MNIE, NIE MÓGŁBYM CIĘ
SKRZYWDZIĆ. OCHRONIĘ CIĘ.
 
Wojciech Dutka, Czerń i purpura, Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2013 (wyd. II 2019) 

Brak komentarzy: