bronią jej chłopcy od „Parasola”...
Słowa znanej piosenki są doskonałym wprowadzeniem do książki, która jak dotąd doczekała się jedynie dwóch wydań, choć od zakończenia powstania warszawskiego minęło właśnie 75 lat. Stąd nie bez znaczenia jest fakt, że staraniem Wydawnictwa Marginesy pojawia się wydanie sygnowane, jako pierwsze w tej edycji, choć chronologicznie trzecie, a jednocześnie najbardziej obszerne i starannie wydane.
Dziennik powstańca, którego autorem jest Zbigniew Czajkowski-Dębczyński, powstał spontanicznie w ostatnich miesiącach wojny i zasadniczo nigdy nie był pisany z zamysłem jakiejkolwiek publikacji. I może właśnie, dlatego jest to dzieło niezwykłe, pisane przez autora dla niego samego, o tym, co czuł i czego doświadczył przez wszystkie 63 dni powstania, a także jakiś czas później.
Gdy po wielu latach chodziłem po Warszawie ulicami, które widziałem ostatni raz od strony piwnic, barykad i stosów gruzu, świat ten wydawał mi się równie nierealny, jakby był na przykład na Księżycu. Tylko właz do kanału przy ulicy Długiej jest wciąż ten sam i wita przyjaźnie jednego z byłych gości swym okrągłym wejściem…
Zbigniew Czajkowski-Dębczyński, pseudonim powstańczy „Deivir”, do powstania poprowadził swoją dziesięcioosobową drużynę. Z tej dziesiątki przeżyło tylko trzech młodych chłopców, w tym autor Dziennika. Razem walczyli w okrytym sławą batalionie „Parasol” i razem starali się stawić czoła przeważającym siłom wroga. Nie bez znaczenia jest też fakt, że ich dowódcą był Krzysztof Kamil Baczyński, który zginął w czwartym dniu powstania i słowa z Dziennika powstańca są jedynym świadectwem zarówno śmierci, jak też szybkiego pogrzebu poety.
W obszernej literaturze powstańczej, którą miałem okazję poznać, zarówno w ostatnim okresie, jak też znacznie wcześniej zapiski Zbigniewa Czajkowskiego-Dębczyńskiego wyróżniają się w sposób szczególny. Może właśnie dlatego, że pisane były z serca, bez świadomości wydania ich kiedykolwiek. Szczere, ważne świadectwo tamtych dni, tego, że nie było lekko, że śmierć zbierała każdego dnia swoje żniwo, a jednak warto było walczyć do ostatniej pestki, których z każdym dniem było coraz mniej do wykorzystania.
„Deivir” z uwagą odnotował pierwsze dni powstania, działania jego oddziału na Starówce, którym poświęca najwięcej miejsca. Wreszcie przejście kanałami do Śródmieścia, a także wrześniowe karty dziennika, aż po dzień kapitulacji powstania.
Warszawskie dzieci pójdziemy w bój... właśnie o nich jest ta książka, bardzo młodych chłopcach stolicy, którzy stanęli do walki 1 sierpnia ze świadomością, że mają do wykonania ważne zadanie. Dziennik powstańca jest bogato ilustrowany zdjęciami z tamtego okresu, dzięki temu jest to żywy i bogaty zapis tamtych dni.
Zbigniew Czajkowski-Dębczyński, Dziennik powstańca, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz