wtorek, 5 marca 2019

Tadeusz A. Kisielewski - Zabić księdza

Nie tak dawno obchodziliśmy 25 lat wolności. Słowa Joanny Szczepkowskiej z 4 czerwca 1989 wpisały się już na zawsze w kontekst przemian społecznych, ale przede wszystkim politycznych naszego kraju. Jednak zanim mogliśmy cieszyć się wolnością przez kilkadziesiąt lat towarzysze radzieccy stalową ręką trzymali nas za gardło.

Pojawiają się rozterki, wątpliwości, czy stan wojenny musiał się w Polsce pojawiać, czy też nie było takiej konieczności. Film Władysława Pasikowskiego, Jack Strong, dosyć obszernie naświetlił ten kontekst. Tadeusz A. Kisielewski zanim przeszedł do meritum w swojej najnowszej książce Zabić księdza również rozwiał moje wątpliwości, co do tego, czy stan wojenny był, czy też nie był wyższą koniecznością. I co tak naprawdę mogło się wydarzyć, gdyby nie został wprowadzony.
Moskwa bardzo uważnie przyglądała się temu wszystkiemu, co działo się w podległych im włościach. Polska w tym kontekście miała mimo wszystko najwięcej swobody. Nas nie dotknęło wszystko to, co wydarzyło się na Węgrzech i w Czechosłowacji. My mieliśmy stan wojenny i osiem trudnych lat politycznej transformacji. My w swoich dążeniach wyjątkowo mocno podpadaliśmy pod paragraf sprzeniewierzania się socjalistycznym wartościom. U nas komunizm był zbyt miękki. Stąd zaczęły się pojawiać określone działania, które w konsekwencji miały doprowadzić do całkowitej rewolty, łącznie z zmianą na najwyższych stanowiskach. Potrzebna była iskra, która rozsadzi społeczeństwo, która sprawi, że konieczna będzie pomoc bratniego państwa, które bardzo szybko przyszłoby nam z „pomocą”.
Polska była silna kardynałem Wyszyńskim, Polska miała Papieża, który dzięki Opatrzności Bożej obronną ręką wyszedł z opresji. I pojawiają się trzy nazwiska, nad którymi warto się zatrzymać, szczególnie nad tym ostatnim, który w zamyśle moskiewskiej wierchuszki miał stać się zarzewiem pożaru, który miał zniszczyć Polskę.
Pyjas. Przemyk. Popiełuszko. Trzy nazwiska, trzy ikony boleśnie doświadczone w okresie komunizmu. Tadeusz A. Kisielewski ostatniej z nich poświęcił swoją książkę, Zabić księdza. Autor, którego lubię i cenię, którego publikacje są zawsze rzeczowym studium określonego zagadnienia. Dogłębnie przemyślane i doskonale napisane. Tak był w przypadku kilku książek dotykających katastrofy w Gibraltarze, czy też zbrodni katyńskiej. Tak jest i teraz.

Właśnie wtedy, wiosną 1983 roku, KGB się upewnił, że Polska jest wciąż jak beczka prochu i wystarczy iskra - jeśli się ją odpowiednio podsyci, a płomień ukierunkuje - by wysadzić w powietrze całą tę wojskową kamarylę i przywrócić kierowniczą rolę partii przewodzonej przez prawdziwego komunistę i szczerego przyjaciela Związku Radzieckiego.
(...)
Po zabójstwie Przemyka stało się jasne, że takim impulsem może być wyłącznie uderzenie w Kościół, dający ludziom schronienie i wsparcie duchowe oraz pomagający im materialnie. Kandydat narzucał się sam.

Autorowi udało się obszernie i szczegółowo przeanalizować kwestię uprowadzenia księdza Jerzego Popiełuszki, a także dalsze następstwa tego czynu. W tym roku minęło 31 lat od tych tragicznych wydarzeń. To, co ważne i istotne. 19 października 1984 roku nie jest z całą pewnością dniem śmierci księdza, gdyż nie jest wykluczone, że tego dnia wciąż jeszcze żył.
Znamy nazwiska oskarżonych, którzy odpowiadali za porwanie i zabójstwa księdza, jednak, jak się okazuje, o ile winni byli tego pierwszego czynu, to już drugi wzięli świadomie na siebie, choć zdaniem autora niewiele mieli wspólnego ze śmiercią księdza Popiełuszki. Wykonywali jedynie postawione przed nimi zadania nie kwestionując w żaden sposób ich zasadności. W śledztwie oskarżeni: Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski, Leszek Pękala i Adam Pietruszka przez długi czas nie mówili tego, co chcieliby przesłuchując usłyszeć. Ich zeznania były sprzeczne ze sobą, niespójne, zmieniane. Mieli do odegrania swoją rolę, jednak tak naprawdę to nie oni w tej akcji grali pierwsze skrzypce.
Nie jest wiadome kto przyczynił się do śmierci i obszernych obrażeń księdza, jednak, jak się okazuje istniały przynajmniej dwie grupy zaangażowane w tę sprawę. Na sali sądowej z całą pewnością nie znalazła się ta właściwa, która powinna być pociągnięta do odpowiedzialności ze względu na pełny obszar aktu oskarżenia.
Czytając uważnie książkę Zabić księdza uświadamiamy sobie, że choć brakuje jednoznacznych odpowiedzi w pewnych tematach to przebieg zdarzenia został omówiony i opisany bardzo szczegółowo.
Tadeusz A. Kisielewski po raz kolejny podarował nam dzieło doskonałe, książkę, która w wyjątkowy sposób wpisuje się w najnowszą historię Polski. I tylko towarzysze radzieccy mogli zgrzytać zębami, że ich plan spalił na panewce, a błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko stał się męczennikiem za sprawą kraju, który ukochał i za który oddał życie.
I jeszcze na zakończenie krótki fragment, który jest doskonałą puentą powyższych rozważań:

To właśnie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku „skończył się w Polsce komunizm”. Pozostała tylko naga bezideowa siła.
(...)
Gotowość bojowa wojsk NRD została odwołana dopiero 5 kwietnia 1982 roku, a czechosłowackich w połowie roku. Dotąd nie wiadomo, kiedy odwołano stan gotowości bojowej armii sowieckiej.

Tadeusz A. Kisielewski, Zabić księdza, Dom Wydawniczy REBIS, Warszawa 2015 

Brak komentarzy: