czwartek, 1 sierpnia 2019

Anna Ficner - Ogonowska - Alibi na szczęście

Kiedy Tatiana w pierwszym dniu wojny przeszła przez ulicę i spojrzała w uśmiechnięte oczy Aleksandra, wtedy wszystko, co miało się jeszcze później wydarzyć dawało jej siłę tego jednego spojrzenia. Choć później było coraz trudniej. 
Piszę o tym nie bez powodu, gdyż pierwsze strony książki Alibi na szczęście Anny Ficner-Ogonowskiej pozwoliły mi bez żadnego skrępowania postawić znak równości pomiędzy jej książką, a niezwykłą, niesamowitą powieścią Paulliny Simons, Jeździec Miedziany. Choć na Jeźdźcu Miedzianym się nie skończyło i jak już wiemy, Alibi na szczęście będzie miało swój dalszy ciąg. Dalsza lektura historii Hanki i Mikołaja utwierdziła mnie jedynie w przekonaniu, że postawiony w ciemno los opłacił się po wielokroć. 
Historia powstania tej książki jest dosyć niezwykła, gdyż autorka nie zdawała sobie sprawy, że jej powieść sama znajdzie sobie wydawcę. Pisana w zaciszu domowym, „do szuflady”, dzięki czujności męża odnalazła nie tylko światło dzienne, ale z marszu urzekła wszystkich, którzy do tej pory mieli możliwość ją poznać. A dzięki temu Alibi na szczęście ma szansę stać się powieścią kultową.

(…) Czy myślałam, że książka trafi do rąk czytelników? Chyba nie myślałam, chyba tylko o tym marzyłam, ale bojąc się, że wypowiedziane marzenia mogą się nie spełnić siedziałam cichutko i zapisywałam kolejne zeszyty, a jeszcze później zaczęłam współpracę z laptopem.

Powieść, którą podarowała nam Anna Ficner-Ogonowska nie tylko nie jest dziwna i wydumana, ale twardo trzyma się ziemi, a zawieszenie w polskich i warszawskich realiach dodatkowo dodaje jej smaku. Dzięki umiejętnemu czarowaniu słowem już od samego początku stajemy się czujnymi obserwatorami życiowych zmagań Hani i Dominiki, aby chwilę później pojawili się na horyzoncie dwaj panowie - Mikołaj i Przemek. 

Inteligentna, mądra, wykształcona Hania, dla której celem życia jest działalność pedagogiczna, z drugiej strony jej totalne przeciwieństwo - szalona, zakręcona, pewna siebie, zadziorna Domi. Obie razem i każda z osobna od samego początku przykuwają uwagę czytelnika mnogością myśli, uczuć i refleksji, które nam darują. Stopniowo również poznajemy tajemnicę zamyślonej Hanki, której smutek sugestywnie łączy się z jej pięknem. 
Autorka w zaskakujący sposób rozdaje karty umożliwiając poznanie przybranych sióstr, a z drugiej strony dwóch przyjaciół działających w tym samym biurze projektowym, za które jako wspólnicy odpowiadają. Stopniowo atmosfera się zagęszcza, na stole pojawiają się nowe karty reprezentujące nowe postacie. Zaskakująca, zadziwiająca lekkość słowa w bogactwie tchnącym siłą tej szczególnej opowieści. 
I co ciekawe wszystko jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Tym bardziej, gdy pojawia się nad morzem u pani Irenki, wtedy doznaje osobistego oczyszczenia. Jej dusza w tym szczególnym miejscu odpoczywa, regeneruje się, szuka siły, aby mierzyć się z tym wszystkim, co swego czasu w pewien letni poranek ją dotknęło. Tragicznie dotknęło. 
Bez dwóch zdań, Alibi na szczęście to materiał na gotowy scenariusz i film równie dobry, a może nawet lepszy, niż Nigdy w życiu. Spojrzenie na okładkę tej książki pozwoli zrozumieć, dlaczego właśnie ten, a nie inny film został przeze mnie przywołany. Naturalność dialogów, ich lekkość, doskonały literacki warsztat autorki sprawiają, że nasz podziw dla tej książki rośnie i rośnie, aby w którymś momencie przepełnić czytelnika tak wielkim emocjonalnym bogactwem, które dusza ludzka nie zawsze jest w stanie przyjąć, choć nie zawsze potrafi udźwignąć.


Anna Ficner - Ogonowska, Alibi na szczęście, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012

Brak komentarzy: