niedziela, 4 sierpnia 2019

Paullina Simons - Dzieci wolności

Dwanaście lat wstecz, gdy wybuchła wojna, a Aleksander przeszedł dla Tatiany przez ulicę, właśnie w tedy w światowej literaturze wydarzyło się coś szczególnego. Jeździec Miedziany, bo o nim właśnie myślę, zaczarował i oczarował mnie bez reszty. Jakiś czas później pojawiły się dwie kolejne powieści tworzące wyjątkowy, literacki tryptyk.

Historia, której dotknęła Paullina Simons w Jeźdźcu Miedzianym miała rzeczywiste odniesienie w dramatycznych losach jej dziadków, mieszkańców Leningradu. Ten krótki wstęp nie pojawia się bez powodu, gdyż o ile Tania urodziła się i wychowała w Leningradzie, to Aleksander, choć oficer armii radzieckiej, miał swoje rodzinne korzenie w odległych imperialistycznych Stanach Zjednoczonych.
Musiało jednak minąć dwanaście lat, abym mógł ponownie cieszyć się lekturą najnowszej powieści Paulliny Simons. Powieści, która dotyka właśnie tych amerykańskich korzeni Aleksandra opowiadając historię jego rodziców. Dzieci wolności, tak, jak miało to miejsce z innymi powieściami autorki pochłonęły mnie bez reszty, gdyż każdą jej powieść przyjmuję z wielką radością, nie inaczej również było w tym przypadku.
Wystarczyło tylko kilka stron, aby historia Giny i chwilę później Harry’ego przyciągnęła z maksymalną intensywnością uwagę czytelnika. Znając którąś z kolejnych powieści tego lub innego pisarza rozpoznajemy w jego stylu określony „kod”, któremu na ogół podporządkowuje większość swoich powieści. Tutaj ten „kod” ma niesamowitą, trudną do udźwignięcia, siłę uczuć, myśli i pragnień. Tutaj tylko brak wolnych chwil nie pozwala sięgać ponownie po jej powieści. I nie bez znaczenia jest również fakt, że piętnastoletnia Gina ma w sobie coś małej, rezolutnej Tani, która w dniu wybuchu wojny musiała nagle bardzo szybko dorosnąć.
Dopiero poznając rodziców Aleksandra, to, jak żyli, dojrzewali, reagowali na otaczającą ich rzeczywistość, dopiero wtedy można zrozumieć, jakim stał się człowiekiem, gdy dorósł. Choć Dzieci wolności do niego osobiście wciąż jeszcze się nie odnoszą. Zbliżenie młodziutkiej włoskiej emigrantki i starszego od niej amerykańskiego studenta pojawia się już na początku i stopniowo ewoluując nabiera dobrego, określonego kształtu, aż do bulwersującego wszystkich, finału.
To, co dzieje się wokół nich, ludzie, którymi się otaczają, rodzina Giny, czy też ojciec Harry’ego, czy też znajomi i przyjaciele – każda z tych osób w określonym miejscu i czasie będzie miała wpływ na podjęte przez nich decyzje. Nie potrafię ukrywać, że Simons od dawna należy do moich ulubionych autorek, a Dzieci wolności są ponownie doskonałym świadectwem tego, że życiową misją Paulliny Simons jest pisać, a sposób, w jaki rozwija drobne wątki sprzed lat nie ma sobie równych.
Te raptem trzysta stron ma w sobie siłę doskonałej pod każdym względem powieści obyczajowej. Ze świadomością, że to dopiero początek trudnej i bolesnej drugi państwa Barringtonów oczekiwanie na kolejną powieść Bellagrand jest już dużym wyzwaniem, któremu bez wątpienia trzeba będzie sprostać.

Paullina Simons, Dzieci wolności, Świat Książki, Warszawa 2014

Brak komentarzy: