Zastanawiałem się, czy uda się oddać ten sam klimat, nie robiąc z tego kalki, nie robiąc filmu, którego nie da się już obejrzeć. Miałem duże obawy, bez względu na to, iż nad całością miał czuwać sam Martin Scorsese, nie byłem pewien, czy robienie takiego filmu ma sens, jednak zobaczenie w jednym miejscu tylu niesamowitych postaci zagranych po mistrzowsku to uczta, jakiej nie można sobie odmówić.
Po dwóch stronach barykady pojawiają się: Leonardo DiCaprio, prawdziwie męski, już nie chłopięcy, pełnej skrywanej wciąż pasji, z jaką odnosi się do swego zawodu i Matt Damon, dobry gliniarz w owczej skórze. Obaj przez wiele lat współzawodniczą ze sobą nie wiedząc o swoim istnieniu i każdy z nich związany jest w pewien sposób z Frankiem Costello. Wszechstronny i wciąż zaskakujący Jack Nicholson.
W rozgrywce pojawiają się również Mark Wahlberg, Martin Sheen, Ray Winstone, oraz Alec Baldwin. Tak doborowej obsady można pozazdrościć nie tylko reżyserowi, ale też wszystkim tym, którzy pojawili się na planie, jednocześnie racząc się kinem, jakie ponownie zaproponował widzom mistrz srebrnego ekranu, Martin Scorsese. Tworząc Infiltrację czerpał z doświadczeń zaczerpniętych w trakcie prac nad Chłopcami z ferajny, kręcąc zdjęcia częściowo z Bostonie, gdzie rozgrywa się akcja filmu, a także w Nowym Jorku.
Każde z tych miast miało to coś, czego nie miało to drugie, w związku z tym udało się odnaleźć i wyodrębnić interesujące twórców aspekty, przede wszystkim wynikające z charakteru i stylu architektonicznego obu aglomeracji.
Cieszę się, że scenariusz nie jest wierną kopią oryginału, jednak pewne rozstrzygnięcia mogą razić, być może również śmieszyć i zaskakiwać. Raczej negatywnie, niż pozytywnie. Pomimo tego, że film jest długi, blisko 145 minut, zwarta kompozycja, odpowiedni montaż, dynamika akcji, świetne aktorstwo gwarantują emocje na bardzo wysokim poziomie. Infiltracja nie pozbawiona jest również odrobiny czarnego humoru, co jeszcze mocniej podkręca jej szczególne oddziaływanie na widza.
Jak zauważył reżyser: Jedną z rzeczy, która mnie poruszyła, było to, że w opisie bohaterów i ich podejściu do świata, w którym żyli, nie było miejsca na żaden kompromis. Właśnie to sprawiło, że nabrałem chęci na wyreżyserowanie tego filmu.
Dzięki temu jest to jakże naturalny, prawdziwy, pełen dostojeństwa obraz, trudny i wyrafinowany, ale też bezpośredni, aż do bólu. Nikt nie owija tu nic w bawełnę, brutalność przenika delikatność tworząc zaiste wyszukaną mieszankę. Z całą pewnością jeden z najlepszych filmów nie tylko października, ale też tej jesieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz