Czasem nie potrzeba wiele, czasem kilka stron wystarczy, aby być świadomym tego, że wszystko, co dalej będzie nie tylko lepsze, ale jeszcze bardziej zaskakujące. A to w przypadku Lauren Beukes robi piorunujące wrażenie.
Rozsmakowałem się w tej przedziwnej i zaskakującej opowieści, poczułem się wyjątkowo lekko podróżując wraz z Harperem w określone przestrzenie czasowe, choć to, co planował nie było już takie lekkie i przyjemne. Jego „lśniące dziewczyny” miały swój czas, każda poznała go wcześniej lub później, ale tylko jedna stawiła mu czoła.
Kirby, która ujęła mnie i oczarowała już od pierwszej chwili! Z małej dziewczynki, z jej rezolutnym spojrzeniem na otaczający ją świat, wyrosła dzielna dziewczyna, która zmierzyła się ze złem i co ważne stawiła mu czoła. Teraz nie pozostawia sobie wyboru i nie zamierza czekać na to, co zrobi lub nie policja. Zamierza dopaść drania, który koszmarnie ją poharatał.
Rywalizacja tych dwojga umiejętnie rozkłada się w czasie, a dociekliwość w dążeniu ku prawdzie nie pozostawia wątpliwości, że prędzej lub później coś się wydarzy. Młoda adeptka dziennikarstwa stawia sobie jasno określony cel i choć on sam na początku drogi wydaje się podróżą na Księżyc, to z czasem jest go znacznie bliżej, niż pierwotnie myślała.
Tak, jeśli chodzi Kirby – trafiła kosa na kamień i nie ma takiego, pod którym będzie mógł schronić się Harper. Wyjątkowo odczuwalny jest duch inspirującej prozy Deana Koontza. Każdy, kto poznał, choć jedno jego dzieło doskonale odnajdzie się w powieści, Lśniące dziewczyny.
Lauren Beukes, Lśniące dziewczyny, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz