środa, 3 marca 2021

Jennifer Klinec - Tymczasowa żona

Cały czas się zastanawiam
, co w tej książce można postawić wyżej: pasję gotowania, czy może siłę, jaką dają uczucia i ich wpływ na rozwój człowieka. Z drugiej strony, jeśli spojrzymy na popularne stwierdzenie – przez żołądek do serca – to, co powyżej traci już swoje określone odniesienie, gdyż tak naprawdę Tymczasowa żona w równie pasjonujący sposób opowiada zarówno o jednym, jak też o drugim. Choć to pasja gotowania sprawiła, że w miejscu na ziemi, w którym swoboda wyrażania uczuć jest zupełnie odmienna od tego, do czego my Europejczycy jesteśmy  na ogół przyzwyczajeni rozkwitło uczucie, z którego można czerpać inspirację.

Siedzimy, patrząc na rzekę, i liczymy, czy jest między nami odległość pięciu rozstawionych dłoni, odległość, jaką musimy zachować za każdym razem, gdy gdzieś się zatrzymujemy.

Jennifer Klinec od najmłodszych lat była samodzielna. I to nie dlatego, że była sierotą, jedynie dlatego, że mogła czuć się osierocona, bo choć miała rodziców, ważniejszy dla nich był jednak ich własny biznes, iż ich młode latorośle, które zapomniały, jak wyglądają ich rodzice widując się z nimi bardzo rzadko.
Dla wszystkich innych dzieci byłoby to powód do popadnięcie w depresję, a może znacznie gorsze stany świadomości. Dziesięcioletnia Jennifer swoją samodzielnością zaskakiwała już w oczywisty sposób przyjaciółki jej mamy i sama wzięła swój los w swoje ręce nie licząc na pomoc nikogo innego.
Szkoła z internatem w Szwajcarii dla córki emigrantów, którzy swoje Eldorado odnaleźli w kanadyjskim Ontario, wydawać się mogła pomysłem wziętym z kosmosu, jednak był to pomysł mocno przemyślany, oparty również na doskonałych finansach rodziców. Te kilka lat pozwoliło odkryć pasję podróżowania, na początku po Europie, stopniowo coraz dalej i dalej, w trakcie pracy w londyńskiej korporacji wsiąść w samolot w piątek popołudniu, aby w niedzielę wieczorem wrócić do Londynu z zupełnie innego miejsca na świecie. A tam, gdzie podróże, tam również różne smaki świata, temu Jennifer w żaden sposób nie mogła się oprzeć.
I tutaj tak naprawdę docieramy do momentu, który stanowi szczególną pod każdym względem istotę  tej niezwykłej i pasjonującej książki. Nie skupiając się na wszystkim i nie dotykając wszystkich aspektów bogatego życia autorki.

Mam ściśle sprecyzowane oczekiwania, ale na jednym zależy mi najbardziej. Chcę skosztować najsławniejszego irańskiego przysmaku: ryżu po irańsku.

Jestem laikiem w temacie gotowania, choć przyznać muszę, że od dłuższego czasu zwracam uwagę na to, co jem i gdzie docieram, aby czerpać przyjemność z odkrywania smaków potraw i tego wszystkiego, co niesie ze sobą klimat tej, czy innej restauracji. Stąd wydawać by się mogło, że ugotowanie ryżu to nic takiego. A jednak, jak się może wkrótce okazać to sztuka, o jakiej nawet nam się nie śniło.
Dla Jennifer spełnieniem jej i tak już wyjątkowo zaangażowanych dokonań kulinarnych, łącznie ze szkołą gotowania, którą sama prowadziła w Londynie, było dotarcie do Iranu i odkrycie tajemnic gotowania, często przekazywanych z pokolenia na pokolenie bez umiejscowienia ich w popularnych książkach kucharskich.
Postawiła przed sobą określony cel, jednak nie spodziewała się, że spotka ją tam coś, co w Iranie miało jakże nikłe szanse na rozwinięcie się w takim stopniu, jaki dla nas, ludzi innej cywilizacji jest czymś normalnym. Miłość w Iranie wśród dwojga zupełnie obcych sobie ludzi zasadniczo skazana jest na porażkę. Ta bariera „pięciu rozstawionych dłoni” jest nie do przejścia. 
Jednak to nie miłość zaprosiła Jennifer do tego zakątka świata. Można powiedzieć, że wśród wielu tematów, które przewidziała, zaplanowała ten jeden wymknął się zupełnie spod kontroli. I tutaj w określonym miejscu i czasie tytułowa Tymczasowa żona nabierze swoje ważnego, określonego znaczenia.
Tutaj też młodszy od Jennifer o kilka lat Vahid (syn gospodyni, która przygarnęła ją pod swój dach w Iranie), opryskliwy, chłodny w obejściu, przewodnik po nieznanym świecie, nagle w krótkim okresie czasu stał się kimś bliskim, kimś z kim chcielibyśmy przenosić góry, dla kogo chcielibyśmy ładnie wyglądać, kto również zaczął zabiegać o nasze względy dosyć szybko odkładając na półkę osobisty kodeks postępowania.
Początkowe dwa tygodnie zyskały rangę kolejnych, choć przedłużenie wizy nie było zabiegiem łatwym i wymagało nie lada starań i wyrzeczeń. Ale czego nie robi się w imię miłości. Tutaj „przez żołądek do serca” nabiera zupełnie nowego, jakże oczywistego, jednocześnie wyjątkowo pięknego, znaczenia.
Tymczasowa żona to również wyjątkowy w swej materii przewodnik po tym niezrozumiałym dla nas świecie, pełnym zasad, norm moralnych, siły, jaką niesie wiara wypływająca z kart Koranu. 
 
Jennifer Klinec, Tymczasowa żona, Wydawnictwo Czwarta Strona, Poznań 2016

Brak komentarzy: