środa, 8 listopada 2023

Stefan Türschmid - Cień Lucyfera

W
życiu nie ma przypadków, są tylko niewykorzystane możliwości. A taką bez wątpienia była książka Cień Lucyfera, która dzięki uprzejmości autora dotarła do mnie pocztą. W przeciwnym razie nigdy bym o niej nie usłyszał.
Wcześniej nazwisko Türschmid nie tylko nie było mi znane, nie spodziewałem się też sięgając po książkę Mrok i mgła, której autorem jest Stefan Türschmid tak wyjątkowej w swym wymiarze literackiej uczty. Stało się jednak to, czego sam odkrywając stopniowo losy Sonii nigdy nie mógłbym przewidzieć. 

(…) Sonia Buriagina jest prymuską, urodziła się w dniu wybuchu Rewolucji Październikowej, stąd nie bez znaczenia jest fakt, że gości na pierwszej stronie leningradzkiej, 'Prawdy'. W siedemnaste urodziny dostępuje zaszczytu kandydowania na członka partii. Wyróżnienie, o jakim nie śmiała marzyć. Wywodzi się z dobrego domu, w którym największą wartość stanowią partia i towarzysz Stalin. 
Jednak, gdy zaczynają znikać i umierać najbliżsi w Sonii następuje przemiana. Chwilę później wybucha Wielka Wojna Ojczyźniana, Leningrad zaczyna głodować, nadchodzą dni próby i walki o każdą minutę życia.*

Jednak Mrok i mgła to jedynie przyczynek ku temu, aby zatrzymać się na dłużej przed Cieniem Lucyfera i zanurzyć się w historię rodziny, której przodkowie odpowiadając na apel cesarza Józefa II wyruszyli w XVIII wieku z odległego Palatynatu Reńskiego zasiedlać ziemie polskie pozyskane przez Austrię po pierwszym rozbiorze Polski. Rodziny, która już od najstarszych lat kultywowała świadomą więź z państwem, w którym przyszło im żyć, aby bez względu na okoliczności nie wyrzec się tego, że choć noszą niemieckie nazwisko sercem i duszą są Polakami. 
Feliks, jako kilkunastoletni chłopak zupełnie spontanicznie bierze udział w Powstaniu Styczniowym, jego wnuczka Rysia uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim i jest jedynym kobiecym akcentem w rodzinie, w której nurt patriotyczny kultywowali mężczyźni. Stąd właśnie jej warto poświęcić w pierwszej kolejności szersze spojrzenie. 
Jest córką Wilhelma, wybitnego chirurga, który za współpracę z AK został aresztowany przez Gestapo i w konsekwencji został więźniem obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Jego praca w obozowym szpitalu, wspieranie na duchu współwięźniów, ratowanie ich z opresji, to wszystko nie przeszło bez echa w obozowej społeczności, a jego śmierć w tym bezmiarze obozowego cierpienia wielu więźniów dotknęła boleśnie. Wilhelm Türschmid odmówił podpisania Volkslisty.
W roku męczeńskiej śmierci ojca (1942) Rysia liczy sobie niespełna piętnaście lat. W sercu żarliwie płonie patriotyczny ogień i chęć walki z okupantem. Dwa lata później zostaje zaprzysiężona w strukturach AK. W powstaniu, które ma wybuchnąć za kilka dni weźmie udział pod pseudonimem „Bryła”. 

Ludzie dookoła ginęli a Rysia ze wszystkich niebezpieczeństw wychodziła cało. Gdzie tylko ktoś stanął na opuszczonym przez nią przez chwilą miejscu – ginął. Uważa, że Pan Bóg nad nią czuwa. Raz tylko kula wyrwała jej trochę włosów z czubka głowy, raz rykoszet trafił ją w nogę. Po powrocie „Żywiciela” z Kampinosu przyniosła sporo broni i materiałów wybuchowych pozostawionych koło Cytadeli. Nie szła podkopami pod ulicą, lecz górą, pod ostrzałem. Kiedy trzeba była zawiesić polską flagę na niewykończonym budynku nad Wisłą, żeby pokazać berlingowcom najdalej wysunięte polskie placówki, Rysia poszła i zawiesiła. 26 sierpnia, jako pierwsza w plutonie, i jedyna dziewczyna, została odznaczona Krzyżem Walecznych. (s. 453)**

W literaturze istnieje mit pewnego generała, który się kulom nie kłaniał. Jednak w przypadku „Bryły” to nie był mit, ale czysta świadomość, że nie jest pisane jej zginąć w powstaniu, ale też w dalszym okresie wojny. 
Cień Lucyfera to książka szczególna. To historia ludzi w niezwykły sposób wpisana w otaczającą ich rzeczywistość i choć trudno powiedzieć, że przyszło im żyć w ciekawych czasach, bo te szczególnie okresu II wojny światowej były nadzwyczaj trudne, to patriotyzm bez względu na okoliczności był ponad wszystko.
Nie bez znaczenia są tu poczynania ojca autora Roberta, któremu przyszło żyć przez prawie cały XX wiek, jak też samego autora Stefana Türschmida. Spojrzenie na okupację, okres II wojny światowej, okres powojenny stabilizacji w Polsce ludowej- wspomnienia i refleksje obu panów są w tym odniesieniu bezcenne. Odważnie i bez kompromisu opisują otaczające ich realia, obaj doświadczyli aresztowania i uwięzienia, choć zupełnie inaczej wyglądało to tuż po wojnie, kiedy Bezpieczeństwo nie dawało możliwości cieszenia się wolnością, a inaczej kilkadziesiąt lat później, kiedy to autor na jakiś czas trafił do więzienia.
Stefan Türschmid w określonym momencie swojego życia stał się wielkim pasjonatem koni i to im zawdzięcza wiele pięknych kart swojego życia, łącznie z udziałem w zdjęciach do filmu Pan Wołodyjowski. Rzecz jasna w siodle.
I jako ciekawostkę już prawie na zakończenie warto przytoczyć pewien zawodowy epizod z życia autora, który dziwnym zbiegiem okoliczności miał ścisły związek z etymologią jego nazwiska. W tym przypadku najbardziej trafny będzie raz jeszcze krótki cytat: 

Łatwa do odczytania etymologia nazwiska mówi bezbłędnie o tym, kim był pierwszy protoplasta rodziny. Źródłosłów nazwiska „kowal do drzwi” wskazuje, iż był tak cenionym rzemieślnikiem uprawiającym kowalstwo artystyczne – jak byśmy to obecnie określili – że znalazło to wyraźne odbicie w jego nazwisku. Nazwisko jest chyba dość stare, bo pochodzi z czasów, gdy szczególnie ceniono piękne, kute lub okuwane drzwi, bramy itp. w reprezentacyjnych budowlach. (s. 493)***

Ta biograficzna opowieść rozpisana w pięciu istotnych rozdziałach (Konspirator PRL-u, Więzień stalinowski, Łączniczka, Oświęcimiak, Powstaniec) wnosi do świadomości czytelnika obszerny wachlarz myśli i doznań, które zostają w umyśle i na długo po lekturze jakaś refleksja wciąż do nas powraca.

*   Fragment własnej recenzji. 
**  Stefan Türschmid, Cień Lucyfera, Wydawnictwo Arcana, Kraków 2015 
*** Tamże.

Brak komentarzy: