wtorek, 21 sierpnia 2018

Fotograficzna świadomość

W napisanym nie tak dawno tekście zrobiłem pierwszy, ważny krok w stronę odkrycia tego, co tak naprawdę od lat pociąga mnie w fotografii i dlaczego za każdym razem, gdy mam ku temu możliwość sięgam po aparat. Jednak, czy kiedykolwiek dotrę do miejsca, w którym znajdę odpowiedź na to nurtujące mnie od dawna pytanie, tego nie wiem, nie zmienia to jednak faktu, że warto poszukiwać tej odpowiedzi bez względu na okoliczności. Dążenie do doskonałości ma to do siebie, że poszukiwanie punktu „D.” czasem prowadzi nas na skraj szaleństwa, czasem jednak odkrywamy coś, o czym nigdy byśmy się nie przekonali, gdybyśmy nie zrobili określonej liczby zdjęć za każdym razem dostrzegając w nich coś nowego.
Epoka aparatów cyfrowych dostępnych w telefonach komórkowych sprawiła, że świat został zalany obrazami, Facebook i inne portale społecznościowe, a przy tym Internet dodały kropkę nad „i”, zostaliśmy przygnieceni obrazami. Setki milionów kadrów, w których znaczna większość nie przekazuje nic godnego uwagi, tzn. twórcom się zdaje, że tak właśnie jest, a jednak prawda okazuje się znacznie bardziej bolesna. Źle się dzieje, kiedy momentami zalewa nas kicz.

(…) Epoka, w której wykonywanie zdjęć wymagało drogich i trudnych w obsłudze urządzeń-zabawek dostępnym zawodowcom, bogaczom i obsesjonatom, wydaje się bardzo odległa od epoki zgrabnych aparatów kieszonkowych, zachęcających wszystkich do „pstrykania”. [s. 14]

Cztery dekady później stało się coś więcej, aparaty kieszonkowe to już za mało, teraz od dłuższego czasu ogólnie dostępnym narzędziem dla pstrykaczy stały się aparaty w telefonach komórkowych. I co ważne, wszyscy stali się specjalistami w tej dziedzinie, o ile 2Mpix to już odległa przeszłość, to teraz 5Mpix (pięć megapikseli dla niezorientowanych) to już dla wielu wydaje się za mało, bo wszyscy chcą robić wypasione zdjęcia.
Dziesięć, piętnaście lat wstecz mając czasem dwie, trzy szpulki negatywu w kieszeni z wielką starannością podchodziłem do zagadnienia, choć to, co powstawało trudno było nazwać sztuką nawet przez małe „s”, a jednak starałem się sięgać po te chwile i momenty, które wydawały mi się godne zatrzymania w kadrze później z dużą niecierpliwością czekając na opracowany negatyw. Stara szkoła przydała się również w momencie, kiedy w ręku pojawiła się pierwsza lustrzanka cyfrowa, a za nią kolejne. Choć mogłem pozwalać sobie nie nieskończoną ilość ujęć moje sesje miały przynajmniej pod względem ilości robionych zdjęć charakter przemyślany, choć sporo musiałem ich zrobić, aby poczuć się odrobinę pewniej w tej sztuce, jaką jest fotografia modelingowa.
Choć telefony komórkowe to określony margines całego zagadnienia, jakim jest popularne focenie. Teraz, gdy aparat fotograficzny, nawet lustrzanka, stał się ogólnie dostępny, kiedy każdy może nazywać się dumnie fotografem, a na Facebooku powstają jak grzyby po deszczu profile z Photography w nazwie to jednak tylko bardzo wąskie grono twórców ma nie tylko określone pojęcie o tym, co robi, ale robi to dobrze kreując wyższy wymiar piękna. Ja sam wciąż więcej nie wiem, niż wiem, nabrałem pokory do tego, co robię uświadamiając sobie, że warsztat, jaki posiadam to wciąż za mało, aby poczuć się pewnie w tej wyjątkowej sztuce, jaką jest fotografia.
Swego czasu w pewnym miejscu napisałem: (…) Stawiam na naturalność, maksymalnie, jak się da omijam ingerowanie w strukturę zdjęcia. Robienie zdjęć w epoce aparatów cyfrowych stało się od pewnego czasu bardzo modne, ale nie oznacza to wcale, że każdy może uważać się za fotografa. Ja być może zbliżyłem się, choć trochę do tego statusu. 
I jest w tym stwierdzeniu wiele racji, bo czasem jednym zdjęciem jesteśmy w stanie poruszyć serca i umysły setek, a kto wie, może tysięcy odbiorców. Zdjęcia, których misją będzie intensyfikacja doznań, w określonym miejscu i czasie utrwalonych na dłużej techniką cyfrową, a może bardziej klasycznie, analogową.
Piękno zdjęcia to pojęcie względne, każdy z nas ma inny gust, inną wrażliwość, inaczej odbiera określone obrazy, ale w obecnej epoce piękno zdjęcia zależy w dużej mierze od jego obróbki końcowej. Photoshop wiedzie prym w tej materii, szukamy złotego środka, aby było to dzieło doskonałe, aby retusz wyciągnął z niego wszystko to, co najlepsze, aby było to „zdjęcie z duszą”, magiczne i powalające na kolana. Takie, które ma w sobie podwójną głębię, takie, które porusza nie tylko obrazem, ale treścią, którą wokół niego można rozpisać, historię, którą tylko dzięki temu jednemu ujęciu można napisać. I wtedy jest to Sztuka, z której bez dwóch zdań możemy być dumni.
Tekst O fotografii, ten obecny, być może każdy następny to jedynie moje osobiste odczucia i przemyślenia, to sięganie do własnych raczej skromnych doświadczeń, analizowanie ich, rozbieranie na części pierwsze, ale i obserwacja tego, co robią inni, jak tworzą, czym się dzielą. To szczególne podglądanie innych twórców daje do myślenia, uczy pokory, budzi podziw i szacunek dla określonych dokonań kolegów po fachu, bez względu na ich płeć, bo fotografia staje się coraz częściej domeną kobiet, choć o tym może będzie warto napisać zupełnie odrębny tekst.
Szukam puenty, zatrzymałem się na moment, zamyśliłem i chyba ją znalazłem:

(…) Hasłem reklamowym pierwszej kampanii Kodaka w 1888 roku było: „Ty naciskasz guzik, a my robimy”. Klientowi gwarantowano, że zdjęcie będzie bezbłędne. W baśni o fotografii magiczne pudełko zapewnia autentyzm i wyklucza pomyłki, rekompensuje brak doświadczenia i nagradza niewinność. [s. 62]

Co się zmieniło przez te 125 lat, a może jedynie około 40 od cytowanych powyżej słów, jaka jest obecnie nasza fotograficzna świadomość, dokąd doszliśmy oświetlając Plac Św. Piotra blaskiem wyświetlaczy aparatów i tabletów i na ile to „magiczne pudełko” nadal jest w stanie kreować nasze myśli, pragnienia i uczucia? Teraz każdy bez względu na to, jaki aparat akurat ma w zasięgu ręki może czuć się mistrzem chwili, choć jakże niewielu z wielu potrafi i stara się zamienić chwilę na obraz, przed którym z otwartą z wrażenia gębą zatrzymamy się na dłużej. Wszystko inne z małym marginesem błędu mniej lub bardziej ocierać będzie się o kicz.
Dotarłem do określonego miejsca, w którym chyba z czystym sumieniem postawić mogę kropkę, jeśli coś się urodzi, będzie to świadomy aspekt tego, że warto w określonym miejscu i czasie pochylić się twórczo nad kolejnym tekstem. Jakim i na jaki temat, o tym trudno teraz mówić, bo koncepcja pojawia się sama w określonym momencie, bo pisać, aby pisać to nie sztuka, sztuką jest nie robiąc wiele przemieniać wodę w wino.
I to tyle, tylko tyle, a może aż tyle.

Cytowane fragmenty pochodzą z: Susan Sontag, O fotografii, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2009  

Pierwszy  tekst z cyklu – O fotografii
Trzeci tekst z cyklu – Podróż w czasie
Czwarty tekst z cyklu - Działać na wyobraźnię

Internetowa cela to powieść obyczajowa o bólach przeszłości, o magii zaklętej w teraźniejszości i o przyszłości, 
która budowana na gruzach historii i tajemnic, wcale nie zdaje się być taka pewna…

Brak komentarzy: