czwartek, 15 listopada 2018

Martin Amis - Strefa interesów

„I stała tam pięcioletnia dziewczynka i to ona rozebrała swojego brata, który miał jeden rok. Jeden z Kommando przyszedł zabrać rzeczy chłopczyka. Dziewczynka krzyknęła głośno: 'Odejdź, ty żydowski morderco! Zabieraj swoje ręce ociekające żydowską krwią od mojego ślicznego braciszka! Ja jestem jego dobrą mamusią, on umrze w moich ramionach, razem ze mną'. Pewien siedmio- albo ośmioletni chłopiec”... - Zawahałem się i przełknąłem ślinę. - mam czytać dalej?
 

Od kilku dni zastanawiam się, jak przekazać wszystko to, czego byłem świadkiem w trakcie lektury książki Strefa interesów. Powyższy fragment nie jest bez znaczenia dla historii, którą poznasz czytelniku i dla emocji, które stopniowo osiadać będą na twych barkach i pod ich wpływem wgniatać cię w ziemię.
Kiedy odkrywałem Czerń i purpurę Wojciecha Dutki, miałem świadomość, że temat, z którym przyjdzie mi się zmierzyć nie będzie łatwy. Wręcz będzie bardzo dużym wyzwaniem. Wtedy miłość esesmana do Żydówki za drutami obozu wydawała się czymś zupełnie niedorzecznym. Czymś, co nigdy nie powinno mieć miejsca, choć miało. Wtedy była to już kwintesencja ludzkiego cierpienia i upodlenia. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że można pójść jeszcze dalej.
Można, bo Martin Amis swoją Strefą interesów już udowadnia, że spojrzenie w otchłań piekła może dać wyjątkowy pod każdym względem wydźwięk. Tutaj miłość oficera SS do żony komendanta KL nikomu nie może wyjść na dobre. Na kartach książki ani razu nie pada nazwa obozu, o którym książka ta opowiada. Jednak nie potrzeba wiele czasu, aby zrozumieć, o który konkretnie obóz chodzi. Choć z perspektywy oprawców była to od zawsze strefa interesów. Mniejszych lub większych, bez względu na zabijanie i mordowanie, eksploatowanie do upadłego, jednak zawsze interesów. Tu liczyły się liczby, statystyki, moce przerobowe. Jedno z czym zupełnie się nie liczono to ludzkie życie.
Nic nie wskazuje na, że to, o czym opowiada powieść mogło faktycznie mieć miejsce, jak w przypadku miłości esesmana i Żydówki. Choć nie jest wykluczone, że w określonym przedziale czasowym coś mogło się wydarzyć pomiędzy żoną komendanta obozu, a jednym z oficerów SS służącym na jego terenie. Bez względu na to, czy taka historia miała faktycznie miejsce, czy też nie autor rozegrał to po mistrzowsku. Ukazując pobudki do działania, słabości, ułomności natury ludzkiej w zmaganiach z cierpieniem, bólem, biciem, pracą ponad siły w warunkach Sonderkommando. Z drugiej strony pijaństwo, rozpustę, brak hamulców moralnych i etycznych panów życia i śmierci.
Ten trójkąt z piekła rodem w zasadzie powinien być czworobokiem, gdyż obok dwóch nazistów oraz żony jednego z nich jest jeszcze pewien nic nieznaczący Żyd Szmul. Jednak, jak się w określonym miejscu i czasie okaże będzie miał do odegrania bardzo istotną rolę. Ten sam Żyd, który czyta słowa z pewnego dziennika przywołane przeze mnie powyżej. W trakcie lektury grupie współwięźniów zastanawia się, czy jego żona ukryta w pewnym gettcie wciąż jeszcze żyje.
Proza Amisa nie pozostawia złudzeń, co do tematu, którego dotyka. W swej literackiej formie nie idzie na skróty, nie poszukuje przenośni, nie upraszcza nazywając po imieniu kombinat śmierci właśnie strefą interesów.

Szedłem przed siebie przez kolejne dziesięć minut, potem odwróciłem się i spojrzałem. Buna-Werke – rozmiarów wielkiego miasta. Jak Magnitogorsk (miasto zwane Iskrownikową Górką) w ZSRR. Miało się stać największą i najnowocześniejszą fabryką Europy. Burckl twierdził, że kiedy taśmy produkcyjne ruszą pełną parą, będzie potrzebowało więcej energii elektrycznej niż Berlin.

Jednak i tutaj pojawią się ludzie dla których istnieje coś więcej, niż wojenny wysiłek na kościach i czaszkach ludzkich, (to licznie zabitych przed spaleniem jest tutaj wyjątkowo wymowne). Oficer SS, który nie wierzy w swoją Tysiącletnią Rzeszę jest z marszu na straconej pozycji. Jednak motywuje go świadomość, że krocząc w stronę samozagłady można zrobić coś, co nawet w drobnym stopniu skróci ten czarci obłęd przynajmniej o jeden dzień. 
Dla tego jednego dnia i dla rodzącego się w nim uczucia Golo Thomsen jest gotów zrobić wszystko. Bez względu na to, jakie mogą dotknąć go konsekwencje, choć dzięki wujkowi w Berlinie przez jakiś czas mógł się czuć nietykalny. Pod płaszczykiem nazisty działał człowiek, który robił wszystko, aby wojenny koszmar zakończył się jak najszybciej. Miał też świadomość, że kara pewnych ludzi nie minie, wtedy on być może będzie w stanie zasłużyć na jedno życzliwe spojrzenie.
Czy siedemdziesiąt lat później jest jeszcze coś, co może nas szokować, kiedy patrzymy na druty Auschwitz? Czy świat przez ten czas przyswoił sobie ogrom bólu i cierpienia tego i innych obozów? Na te i inne pytania autor stara się znaleźć określony punkt odniesienia w obszernym posłowiu. Choć tam istotą rozważań jest jedno proste pytanie, „Dlaczego?”, na które nikt jak dotąd nie znalazł dobrej i słusznej odpowiedzi. Choć jakże wielu w swoich książkach, wspomnieniach i publikacjach starało się to uczynić. Tutaj zarówno genialna pod każdym względem powieść, jak też równie interesujące posłowie mają znaczenie i wzajemnie się dopełniają.
Na zakończenie jeszcze jeden krótki fragment. Polski wątek w tej książce jest bardzo wymowny.

- Tego popołudnia, prawdopodobnie około piątej – ciągnął, zerkając na zegarek – wszyscy zostaniecie rozstrzelani.
Poczułem smak rzygowin (i może nawet stęknąłem sobie niechcący)… Ale Möbiusowi odpowiedziało milczenie: milczenie 300 mężczyzn, którzy przestali oddychać.
- Tak, zgadza się. Przemawiam do was jak do żołnierzy – kontynuował głośno – bo jesteście żołnierzami. Wszyscy jesteście z Armii Krajowej. Mam wam tłumaczyć, dlaczego powstrzymaliście się od wszelkiego działania? Powstrzymaliście się, ponieważ nie jesteście w stanie przekonać swojego dowództwa, że pobyt w KZ ma swoje zalety. Oni tam wszyscy myślą, że jesteście workami kości. Bo kto by uwierzył, że w takim miejscu są ludzie tacy jak wy? Ja sam ledwie w to wierzę.

Martin Amis, Strefa interesów, Dom Wydawniczy REBIS, Warszawa 2015 

Brak komentarzy: