wtorek, 5 lutego 2019

Deborah Levy - Gorące mleko


Jest coś dziwnego
i niepokojącego w tej książce.
Jest coś takiego, co sprawiało, że kilka razy miałem wielką ochotę rzucić ją w kąt i nigdy już do niej nie wracać. A jednak nie uczyniłem tego, wytrwałem do końca i z każdą kolejną stroną coraz bardziej zaczęła mi się podobać.
Nie wiem, czy znajdę jednak odpowiednie słowa, by wyjątkowość Gorącego mleka oddać. Nie wiem, czy potrafię odnieść się do tych wszystkich myśli, emocji, uczuć i doznań, które towarzyszyły mi w trakcie podróży po urokliwej i pięknej Andaluzji, nie wiem, czy zdołam oddać tę swoistą relację matki i córki, w której jedna cierpi albo przynajmniej sprawia takie wrażenia, druga natomiast stara się nie tylko ulżyć w cierpieniu, ale też znaleźć swoją drogę, swoje być albo nie być. Rose obdarza cierpieniem, rzadko kiedy uśmiechem, Sofia stara się z szacunkiem nieść pomoc, podać dłoń, ale też otworzyć się na inne bodźce, poznać smak kobiecych ust na swej skórze, uporządkować mocno pogmatwane rodzinne sprawy, nawiązać kontakt z ojcem w odległej Grecji, żyć, jeśli tylko się da pełnią życia. Raz na jakiś czas zapomnieć o balaście, jakim jest matka. Obie dotarły do Hiszpanii, aby w Klinice Gomeza szukać ostatecznego lekarstwa na cierpienia matki.
Jednak trudno nie docenić uroku tego czasu, miejsca, okoliczności, chwili podarowanej Sofii, ale też tym wszystkim ludziom, których tu i teraz miała okazję spotkać i poznać:

Ingrid, w kasku i butach jeździeckich, dosiada andaluzyjczyka. Wysoko na bezkresnym niebie orzeł rozpostarł skrzydła i krążył nad koniem. Muzyczne delirium grzmiało mi w słuchawkach, kiedy ona galopowała w moją stronę. Miała umięśnione ramiona, splecione w warkocz długie włosy, ściskała konia udami, u stóp gór migotało morze.

Jakże ujmująca to scena, jakże malownicza i dynamiczna, jakże wielką przyjemność uczyniła czytelnikowi Deborah Levy podając mu do ręki Gorące mleko, ucząc go cierpliwości, miłości, szacunku, zrozumienia do drugiego człowieka.

Deborah Levy, Gorące mleko, Wydawnictwo Znak, Kraków 2017

Brak komentarzy: