sobota, 4 kwietnia 2020

Matterhorn (2013)

W
uporządkowanym do przesady życiu Freda pojawia się nagle skaza w osobie milczącego i zagubionego człowieka. Do tej pory wszystko było, jak w szwajcarskim zegarku, łącznie z kolacją, którą punktualnie o szóstej rozpoczynał modlitwą. Do tej pory nie było żadnych obcych w jego otoczeniu poza grupą sąsiadów, z którą w każdą niedzielę chodził do kościoła. Jednak Theo, jak tsunami, pojawiał się nagle i nie czyniąc żadnych zniszczeń nieświadomie odmienił życie zagubionego wdowca Freda.
Zupełnie przypadkiem wychowanie obcego zaczyna wychodzić mu na dobre. Obcego, który poza słowem ''Tak'' i umiejętnym naśladowaniem zwierząt nie robi zupełnie nic innego. Stary człowiek i przybysz z odległej planety, choć przecież też człowiek. Dwóch zupełnie obcych sobie ludzi w małym holenderskim miasteczku, któremu jakże obce są jakiekolwiek odmienności.
Jest w tej holenderskiej produkcji z 2013 roku coś, co urzeka już od pierwszej minuty i wrażenie to nie opuszcza nas aż do końca, do chwili, kiedy stopniowo i powoli docieramy na szczyt Matterhorn. Bo tu wszystko się zaczęło w życiu Freda i w którymś momencie nagle skończyło. Nie bez powodu pojawia się też skojarzenie z filmem Rain Man i choć oba filmy więcej dzieli, niż łączy, warto dać tej holenderskiej opowieści szansę.
Warto, gdyż film ten jest wyjątkową lekcją poszukiwania drugiego człowieka. Swobodną podróżą po głębokich zakamarkach ludzkiej duszy. Krótką, prostą historią rozpisaną na kilka ról. Bawi i wzrusza, ma w sobie wyjątkową dawkę optymizmu, ma w sobie coś, co jeszcze długo po seansie pozostanie w nas na dłużej. Coś, co być może powinienem nazwać po imieniu nie pozostawiając miejsca na domysły, jednak z premedytacją nie zrobię tego. To coś warto poznać i odebrać osobiście.
Mogę jedynie podejrzewać, że film Matterhorn pojawi się w kinach studyjnych. Nie wiem do końca, jakie plany ma dystrybutor, jednak, jeśli nawet nie trafi do dużych kompleksów kinowych każdy kinoman powinien postawić sobie za punkt honoru, aby go odszukać. Diederik Ebbinge w swoim debiucie popełnił dzieło, które zostało już zauważone na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Rotterdamie i wyróżnione Nagrodą Publiczności. I jest to w pełni zasłużone wyróżnienie, gdyż co jakiś czas w natłoku filmowej papki pojawia się obraz, który burzy spokój ludzkiej duszy.

Brak komentarzy: