Zupełnie
przypadkiem wychowanie obcego zaczyna wychodzić mu na dobre. Obcego,
który poza słowem ''Tak'' i umiejętnym naśladowaniem zwierząt nie robi
zupełnie nic innego. Stary człowiek i przybysz z odległej planety, choć
przecież też człowiek. Dwóch zupełnie obcych sobie ludzi w małym
holenderskim miasteczku, któremu jakże obce są jakiekolwiek odmienności.
Jest
w tej holenderskiej produkcji z 2013 roku coś, co urzeka już od
pierwszej minuty i wrażenie to nie opuszcza nas aż do końca, do chwili,
kiedy stopniowo i powoli docieramy na szczyt Matterhorn. Bo tu wszystko
się zaczęło w życiu Freda i w którymś momencie nagle skończyło. Nie bez
powodu pojawia się też skojarzenie z filmem Rain Man i choć oba filmy więcej dzieli, niż łączy, warto dać tej holenderskiej opowieści szansę.
Warto,
gdyż film ten jest wyjątkową lekcją poszukiwania drugiego człowieka.
Swobodną podróżą po głębokich zakamarkach ludzkiej duszy. Krótką, prostą
historią rozpisaną na kilka ról. Bawi i wzrusza, ma w sobie wyjątkową
dawkę optymizmu, ma w sobie coś, co jeszcze długo po seansie pozostanie w
nas na dłużej. Coś, co być może powinienem nazwać po imieniu nie
pozostawiając miejsca na domysły, jednak z premedytacją nie zrobię tego.
To coś warto poznać i odebrać osobiście.
Mogę jedynie podejrzewać, że film Matterhorn
pojawi się w kinach studyjnych. Nie wiem do końca, jakie plany ma
dystrybutor, jednak, jeśli nawet nie trafi do dużych kompleksów kinowych
każdy kinoman powinien postawić sobie za punkt honoru, aby go odszukać.
Diederik Ebbinge w swoim debiucie popełnił dzieło, które zostało już
zauważone na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Rotterdamie i
wyróżnione Nagrodą Publiczności. I jest to w pełni zasłużone
wyróżnienie, gdyż co jakiś czas w natłoku filmowej papki pojawia się
obraz, który burzy spokój ludzkiej duszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz