Jednak
osiedlenie się w Ziemi Obiecanej nielicznych, którzy przetrwali wojenną
czystkę, w nowym państwie Izrael nie przyniosło nic dobrego, a jedynie
przepełniło czarę goryczy. Ziemia wydarta Arabom, na której nagle Żydzi
się pojawili, wracając do korzeni swojego pochodzenia, coraz częściej
zaczęła spływać krwią. Aż przyszedł rok 1972, rok olimpiady w Monachium,
afery Watergate i moich urodzin.
To,
co wydarzyło się 5 września w Monachium, przyniosło ze sobą długofalową
wojnę, wiele zamachów bombowych i akcji terrorystycznych. Europa
spływała krwią, jakby odpowiedzialna za to, co nastąpił wiele lat
wcześniej. Krew niewinnych ludzi była na rękach Żydów i Arabów, jednak
wszystko to, co miało miejsce później, po 5 września, nigdy nie zostało
formalnie potwierdzone. Tym bardziej istnienie tajnej grupy uderzeniowej
Mossadu, a wraz z nią zakrojona na szeroką skalę misja „Gniew Boga”,
mająca na celu wyeliminowanie 11 podejrzanych, odpowiedzialnych za akcję
terrorystyczną w trakcie olimpiady w Monachium.
Cieszę
się, że Steven Spielberg powrócił do kina z charakterem, dotykającego
bolesnych tematów naszej, najnowszej historii. Filmy, które już na
zawsze wpisały się platynowymi głoskami na kartach światowego kina – Imperium Słońca, Lista Schindlera oraz Szeregowiec Ryan. Teraz Monachium nie tylko nie ustępuje pola wcześniej wymienionym, ale w konkretny sposób z nimi konkuruje.
W
każdym z tych filmów w sposób szczególny na losach narodu odbija się
postawa, działalność jednostki. Jednej, konkretnej osoby, która stojąc
na czele innych zmienia świat na lepsze. Czy jest tak też w przypadku
Avnera, tu nie jestem do końca przekonany, choć powierzona mu misja ma
mieć na celu oczyszczenie świata ze złych i plugawych ludzi. I choć z
początku bardzo w to wierzy, z każdym kolejnym zamachem, morderstwem, z
każdą akcją przeprowadzaną w różny częściach globu, zaczyna tracić wiarę
w swoje poczynania, w to, że zabijanie ma sens.
Taki
tok myślowy pojawia się także u jego kompanów, którymi dowodzi. Pięciu
ludzi, których różni wszystko, bądź prawie wszystko, skupia jeden
wspólny cel i jakże cenna lista 11 nazwisk.
Za
kreację aktorską i stworzenie postaci Avnera Kauffmana już dziś mogę
śmiało przyznać nominację do Oscara dla Erica Bany. Rola, jakby napisana
wyłączenie dla niego, charyzmatycznego, pewnego siebie aktora, o
olbrzymim potencjale, który mogliśmy poznać, czy to w Helikopterze w ogniu, czy też w Troi.
Teraz
stopniowa przemiana z pewnego siebie, odrobinę onieśmielonego ogromem
zadania w pełnego niepokoju, niepewności, zastraszonego wewnętrznie
młodego ojca, zagrana jest po mistrzowsku. Słowa uznania należą się też
innym – Geoffrey Rush, jako oficer prowadzący Avnera, a także jego
podopieczni: Daniel Craig, jako Steve oraz w roli Roberta - Mathieu
Kassovitz.
To,
co już zapewne wszyscy wiedzą, a jeśli są tacy, którzy nie mają tej
świadomości, to warto też o tym wspomnieć, iż nie byłoby filmów Stevena
Spilberga bez wyjątkowych pod każdym względem zdjęć Janusza Kamińskiego.
Czasem łapię się nad tym, iż noszę wyjątkowe nazwisko, ale to tak na
marginesie.
Wydarzenia
z 1972 roku wymagały opracowania bardzo szerokiej palety kolorów, cieni
i półcieni, dzięki którym w sposób szczególny udałoby się oddać klimat
tamtych lat. Aby nie było to zbyt nowe, zbyt piękne, zbyt wyszukane, ale
aby oddawało w sposób konkretny czas i miejsce. Dlatego tak wiele tu
żółtych i pastelowych odcieni odpowiednio komponujących się z
otoczeniem, ubiorami, wystrojem wnętrz i ulic. Dlatego tak ważne jest,
aby zwrócić uwagę na każdy detal i szczegół, aby przygotować się do
zdjęć odpowiednio.
Obaj
panowie pracując ze sobą już dosyć długo polegają na sobie, i choć
reżyser lubi czasem się wtrącić w poczynania operatora, wizja zdjęć,
jakie proponuje mu Janusz Kamiński jest jego wizją. I rzekłbym, iż za
każdym razem są coraz bliżsi perfekcji i doskonałości w tym, co robią i
co jest ich pasją, a obaj w swojej profesji nie mają sobie równych i
niewielu może z nimi konkurować.
Tu
wizja przedstawienia określonych scen, wielokrotnie powtarzana i
opracowywana została jakby lekko zachwiana. Położono nacisk na zmysł
artystyczny, na spontaniczność, aby czerpać z pomysłów, które pojawiały
się w trakcie w umysłach reżysera i aktorów. Nakręcenie zdjęć na
stadionie było nie lada wyzwaniem, gdyż zaangażowano do tych ról Arabów i
Żydów, co nie tylko podniosło autentyczność tych scen, ale podniosło na
jakiś czas temperaturę w ekipie. Ważny jest końcowy efekt, a ten jest
pod każdym względem doskonały.
Film,
który bez wątpienie pokusi się o kilka nominacji, film, którego nie
możecie i nie powinniście ominąć. Dzieło ważne, dobre, trudne w
odbiorze, ale jakże piękne i interesująco przedstawione. Tragiczne
wydarzenia, które w sposób odpowiedni zostały przedstawione będą hołdem
dla ofiar tamtych smutnych godzin dla całego świata, który jeszcze dzień
wcześniej śmiał się i płakał, przepełniony radością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz