Przez dłuższy czas jedynie cisza, jakże bolesna i niepokojąca, chwilę później wdziera się w nią dźwięk potężnej eksplozji. Zanim opadł kurz rozpoczęła się bitwa o Petersburg. Jednak wprowadzenie Konia Trojańskiego zamiast spodziewanego zwycięstwa, przyniosło klęskę wojskom Unii.
Ta niesamowita i pięknie pokazana scena jest punktem zwrotnym w filmie Wzgórze nadziei. Jakiś czas później wyruszamy na wyprawę przez dziki, pełen szaleństwa, ogarnięty wojną kraj.
W społeczności amerykańskiej Wojna Secesyjna, zwana również Wojną Cywilną wywołuje podobne odczucia, jak ta niezbyt odległa w Wietnamie. Następstwa wojny Północ-Południe są widoczne w aspektach życia codziennego, polityce, ekonomii. Choć nikt tego sobie nie uświadamia.
Również kino podchodzi do tego tematu z lekką nieśmiałością, gdyż bardzo mało jest naprawdę dobrych obrazów oddających tamte wydarzenia. Ten najważniejszy, najbardziej znany, złoty klasyk kina to rzecz jasna Przeminęło z wiatrem.
Anthony Minghella, reżyser i scenarzysta w jednej osobie, do każdego filmu podchodzi bardzo starannie. Pisząc, dobierając obsadę, poszukując najbardziej odpowiednich planów i plenerów. Właśnie chęć znalezienia tych ostatnich zaprowadziła ekipę aż do Rumunii. W Stanach trudno było znaleźć miejsca nie skażone tchnieniem cywilizacji, a te nijak się miały do dziewiętnastowiecznych, dziewiczych gór, lasów, łąk i miasteczek.
Właśnie tu, po raz pierwszy dociera do mnie wyraziste piękno Nicole Kidman. Przede wszystkim to zewnętrzne. Piękna córka pastora, musi dojrzeć i dorosnąć po śmierci ojca, ale jednocześnie zmierzyć się z wojną, która ją otacza, a także z uczuciami, które później motywują ją do działania. Nie udałoby się jej, gdyby nie pomoc Ruby, w tej roli Renee Zellweger.
Jej osoba była kolejnym powodem mojego oczekiwania na ten film. Jest inna, jest żywiołowa, dynamiczna, czasem drapieżna, choć na pierwszy rzut oka tego po niej nie widać. Ruby to kobieta pełna życia, twarda, umiejąca sobie poradzić ze wszystkim, bez lęku podchodząca do tego, co ją otacza. A to, co dzieje się wokół nie jest, ani łatwe, ani przyjazne, ani szczególnie przystępne. Wojna odkrywa swe najgorsze oblicza, może nie takie same, jak w Angielskim pacjencie, ale nie zmienia to faktu, że każda wojna przynosi ze sobą jedynie ból i cierpienie, tragedie i rozterki, nie niosąc ze sobą nic dobrego. Jedynie żyjąc razem i przeciwstawiając się razem przeciwnościom losu można przetrwać.
Ada dojrzewa i umacnia się u boku Ruby, ona zaś zaczyna czuć się coraz lepiej u boku swej pięknej pracodawczyni, która czeka na swego ukochanego. Czeka na Inmama, który po opuszczeniu szpitala, mając już dosyć wojny, zmierza do niej bez względu na to, co dzieje się wokół niego. A Ruby dopinguje ją, umacnia, ale gdzieś w głębi serca również zazdrości.
Reżyser wykonał naprawdę dobrą robotę, gdyż obsadzenie w roli Inmama Jude’a Law sprawdziło się w maksymalny sposób. Dając z siebie wszystko staje się nie tylko Inmamem w skórze aktora, lecz przede wszystkim młodym mężczyzną, który musi zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem na krwawym polu walki, a chwilę później w drodze do jakże odległego domu. W drodze, którą na kartach swej debiutanckiej powieści pokazał Charles Frazier, a Minghella po raz drugi podjął się adaptacji książki, pisząc na jej podstawie scenariusz. Wcześniej również w podwójnej roli, reżysera i scenarzysty, zmierzył się z materiałem zawartym w książce Angielski pacjent odnosząc niebywały sukces podkreślony przez Akademię dziewięcioma Oscarami.
Jest to film aktorski, gdyż występuje w niej wiele postaci z mocno zarysowanymi charakterami i to nie tylko pierwszego planu. W drugim wśród kilku znanych nazwisk, warto wymienić przede wszystkim dwa. Donald Sutherlamd, jako Wielebny Monroe i Natalie Portman, Sara, młoda, zagubiona w świecie dziewczyna, którą na swej drodze napotyka Inmam.
Wzgórze nadziei jest filmem tylko z pozoru prostym. Zdawać by się mogło, że trzeba zaskoczyć widza czymś nowym, a jednak Minghella to potrafi. Wykrzesać z opowiadanej historii jeszcze więcej, niż jest to możliwe, podkreślając to odpowiednimi zdjęciami, umiejętnie dobraną i dopasowaną muzyką. Wreszcie grą aktorów, bo przecież na ich barkach w dużej mierze spoczywa odpowiedzialność za to, czego się podejmują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz