Do czasu adaptacji filmowej Anny Kareniny
z Sophie Marceau z 1997 roku, która była moją ulubioną musiało upłynąć
bez mała piętnaście lat, aby pojawił się film, którą swoją nowatorską
formą pozostawia zarówno tą, jak i wszystkie pozostałe daleko w tyle.
W
kinie w jakiś sposób go przegapiłem, poza tym miałem pewne obawy, co do
wykorzystania sali teatralnej, a także możliwości tego wszystkiego, co
jest wokół do nagrania filmu. Wydawało mi się to niedorzeczne, szalone,
wręcz dziwne. Jednak po filmie moje spojrzenie na ten temat uległo
całkowitej zmianie. Sposób kompozycji scen, praca kamery nad konkretnymi
ujęciami, oświetlenie – to wszystko stanowi w jakiś sposób precedens w
historii kina. Piękne i niesamowite.
W całości do odkrycia w tym miejscu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz