piątek, 15 lutego 2019

Gangi Nowego Jorku v 2.0 (2002)

Z
abieram was w podróż do miasta, które znacie, jednak nic o nim nie wiecie. Do miasta, gdzie przybywały tysiące, aby tam szukać szczęścia, nowego życia, nowych możliwości. Cofniemy się w czasie do połowy dziewiętnastego wieku, aby spojrzeć na Nowy Jork, jakiego nikt wcześniej nawet nie próbował pokazać.
Dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie tam ciągnęły tłumy, gdzie na dobrą sprawę nie mogły na nic liczyć. W nikim nie miały oparcia, ich ojcem był głód, a matką bieda.
W takim właśnie środowisku dorasta mały chłopiec, Amsterdam Vallon. Od momentu, kiedy jest w stanie cokolwiek zrozumieć, dostrzega to wszystko, co jest złe, z czym walczy jego ojciec, którego zbyt szybko traci. Teraz przenoszę was w przyszłość, kiedy dziecko przeistacza się w młodego mężczyznę, pełnego buntu, poszukującego możliwości zemsty, którą żył i do której przygotowywał się przez lata. Razem z nim, z ludźmi, których zaczyna poznawać, z którymi nawiązuje kontakty, wędrujemy po brudnych zaułkach Five Points. Jest to nasza podroż, ale to on jest przewodnikiem.
W pewnym momencie poznaje człowieka, który odmienia jego życie, o którym myślał przez te wszystkie lata, człowieka odpowiedzialnego za śmierć jego ojca... Billa „Rzeźnika”.
Wszystko jest naturalne, pełne życia, jakby cofnął się czas i zatrzymał w tym, konkretnym miejscu. Poznajemy miasto, które w tamtym okresie budowało swoja strukturę, gdzie prawo było tylko słowem. Prawo było dla tych, którzy mieli pieniądze, natomiast policja była największym, a jednocześnie najmocniejszym gangiem. To był również czas buntów, zamieszek, zrywów politycznych, masowej emigracji. I to właśnie Five Points była kolebką całego zła, które toczyło miasto.
Walki gangów, morderstwa, pokazowe wyroki śmierci, akcenty, które mogą sprawić wrażenie bardzo brutalnego filmu. Jednak lejąca się krew, ginący ludzie, zło szerzące się wszędzie nie odstrasza nas, wręcz przeciwnie, jakby przyciąga nasza uwagę. Nie ma tu filmowej sztuczności, nie ma ujęć, całych scen, którym moglibyśmy wytknąć pewną nienaturalność.
Połączenie fikcji z wydarzeniami, które kiedyś się rozegrały, umiejętne poprowadzenie akcji, dobry, przemyślany dobór obsady pozwoliło stworzyć interesujący film. Ten, który szczególnie w kinie, a nie z monitora komputera ogląda się z wielkim zainteresowaniem.
Mocno zarysowaną postać Jenny Everdeane, ponętną kobietę kieszonkowca, która jest mistrzynią, zarówno w zdobywaniu męskich serc, jak i też ich portfeli zagrała Cameron Diaz. To właśnie ona była spoiwem pomiędzy „Rzeźnikiem”, a Amsterdamem. To właśnie temu pierwszemu zawdzięczała wszystko, natomiast ten drugi mógł dać jej znacznie więcej, tylko jedna rzecz, miłość. 

Pierwsza recenzja tego filmu dostępna jest w tym miejscu.

Brak komentarzy: