Do momentu, kiedy dane mi było zetknąć się z filmem, zastanawiałem się nad fenomenem, jakim jest świat Harry’ego Pottera. Po wyjściu z sali kinowej wciąż się nad tym zastanawiam. Miliony czytelników, którzy sięgnęli po Kamień filozoficzny, ci sami, a także następni oczarowani, a może raczej zaczarowani kolejnymi częściami i losami małego, sympatycznego chłopca z dziwną blizną na czole.
Nie miałem okazji wcześniej przeczytać książki, więc nie mogę sobie porównywać, co było, a czego nie było, co reżyser pokazał w ten, czy inny sposób. Nie zmienia to faktu, że zaadaptowanie dla potrzeb filmu tej opowieści, było zaiste wielkim wyzwaniem.
Nigdy wcześniej Chris Columbus nie stworzył nic podobnego, gdyż większość jego obrazów pozbawiona była w znacznej mierze całej masy efektów specjalnych, pomocy komputera i innych równie skomplikowanych zabiegów (dobrze znane przygody Kevina pozostawionego samemu sobie w domu i w Nowym Jorku). A trzeba się przyznać, że baśniowy, zaczarowany świat Hogwartu jest ich pełen.
Nieodzowna pomoc komputera, odpowiedni montaż, świetne zdjęcia Johna Seale’a (Oscar za Angielskiego pacjenta, a także Goryle we mgle, Miasto aniołów, Gniew oceanu), miały wielki wpływ na całokształt.. Wymienione tytuły są świadectwem, że postawiono na właściwego człowieka, który zrobił naprawdę wielką robotę. Wszystkie te zdarzenia miały miejsce pod czujnym okiem reżysera, który najlepiej rozumiał i „czuł” nastrój i przesłanie książki J.K.Rowling.
Wśród wielu ujęć duże wrażenie robi dosłowne zasypywanie listami, dostarczanymi przez sowy, domy wuja Vernona, gdzie Harry po śmierci rodziców dorasta. Jednak nie jest to życie, jakie można sobie wymarzyć, skromny pokoik pod schodami, psychiczne maltretowanie przez wujostwo, a także ich przygłupiego syna Dudley’a. Dopiero za progiem Hogwartu jego szare życie nabiera wprost tęczowego blasku. Pochłania go świat magii i czarów, latania na miotle, podniebnych rozgrywek, poznaje wielu wspaniałych przyjaciół. Rozgrywa również partię szachów na śmierć i życie!
Bez bajkowej muzyki film ten oczywiście nie miałby specyficznego klimatu. Mistrz w swoim fachu, John Williams, autor, który za każdym razem zaskakuje czymś niesamowitym, świeżym, muzyką płynącą prosto z serca i trafiającą do serca. Wystarczy powiedzieć, że w dużej mierze jest to „etatowy” kompozytor Stevena Spielberga i wszystko będzie jasne. Aż trzydzieści dziewięć razy nominowany do Oscara – ostatnio za Patriotę z Melem Gibsonem!
Tym razem są to dźwięki lekkie, magiczne, bez wyraźnie zarysowanego motywu przewodniego, jednak szybko wpadające w ucho. Nie ma tu piosenki przewodniej, która każdemu kojarzyłaby się z filmem, jednak i bez niej warto zaopatrzyć się później w płytę ze ścieżką dźwiękową.
Na zakończenie warto zauważyć, że w filmie pojawiła się grupa znanych i uznanych aktorów (John Cleese, Richard Harris, John Hurt), którym dzielnie dorównują w polu młodzi adepci tej sztuki. W części wybierani w trakcie castingów, jak również grający już wcześniej w dużych, kinowych produkcjach. Jest to w pełni brytyjska obsada, a film wyświetlany jest w polskiej wersji językowej.
Daniel Radcliffe, kiedy brał udział w castingu, nawet nie śmiał marzyć, że za jakiś czas zaczaruje serca milionów widzów. Wprawkę w „czarowaniu i magii” miał w telewizyjnym filmie „David Copperfield” z 1999 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz