Nie do końca podzielam zachwyt ciała krytycznego nad Dziewczyną z szafy, co nie zmienia faktu, że coś w tym filmie jest. Po wczorajszym seansie mam nadal mieszane uczucia, poza tym, jakoś nie poczułem się komediowo, bo o uśmiech w trakcie seansu mimo wszystko jakże trudno. Z drugiej strony bliżej mu do kina moralnego niepokoju poszukującego prostej drogi do uratowania świata.
Dziewczyna z szafy to obraz dla wytrawnych koneserów, dla tych wszystkich, którzy chcą i potrafią odnaleźć się w zawiłych meandrach powikłanej i szalonej ludzkiej osobowości. Gdzie tylko ktoś normalny inaczej zrozumieć może tego drugiego, który odstaje od społeczeństwa, gdy w tle szare, polskie blokowisko pozbawione blasku, kolorów i radości. Jedynie smutek, frasunek i refleksja nad bratem. I nie ważne jest, że kolejne dziewczyny odchodzą ze względu na brata, kiedy ma się tylko jego. Gigantyczna, wręcz doskonała praca włożona w rolę przez Wojciecha Mecwaldowskiego, Tomek, którego zagrał budzi podziw, szacunek, ale i skłania do refleksji.
Dzięki dziewczynie z szafy w podróży przez życie połączonej przypadkiem niezrozumienie Tomka przez otaczający go świat nabierze zupełnie innych barw. Szczególna relacja dwojga ludzi, która dopełni w finale losy tego filmu. W tym wszystkim Jacek, brat Tomka, wymuszony luzak celujący żartem nie zawsze tam, gdzie popadnie – Piotr Głowacki i debiutująca na polskim ekranie, tytułowa 'dziewczyna z szafy' – Magdalena Różańska. Rain Man to nie jest, a jednak z odpowiednim nastawieniem warto się skusić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz