środa, 6 marca 2019

James Oswald - Kości zmarłych

Łapiesz się na tym, że kiedy znasz już choć trochę inspektora McLeana, wiesz już, że mała, malutka, niepozorna historia przemienić się potrafi w coś naprawdę wielkiego. I bez dwóch zdań tak właśnie jest.

Przez Kości zmarłych nie da się przelecieć, przeskoczyć, bo jeśli tylko raz w nie wdepniesz one z tym dziwnym dźwiękiem, nieprzyjemnym, złowieszczym chrzęstem, wciągną cię głębiej, jeszcze głębiej. Przyznać się też muszę, że po czterech powieściach, których bohaterem jest inspektor McLean, (nadal się zastanawiam, jak poprawnie wypowiada się to nazwisko), ale też grupa bliskich mu współpracowników – sierżant Ritchie, Bob Gburek, posterunkowy MacBride, ich nie da się nie lubić. Do nich człowiek przywiązał się już na początku, dawno temu, gdy narodziła się ziemia i nikomu bliżej nieznany inspektor sięgnął po swoją pierwszą sprawę. Od tamtej pory tak wiele się wydarzyło, iż tylko ten, kto poznał wszystkie cztery rozdania świadom będzie tego, o czym myślę, ale też piszę i czym w swej uprzejmości się dzielę.
Znaleziony w środku mroźnej zimy nagi trup, z całą pewnością nie pierwszy i nie ostatni tej zimy, tylko pozornie może być zwykłym trupem. Ktoś jednak bardzo się postarał, aby od innych znacznie się wyróżniał, co nie tylko wymagało wiele pracy, ale przede wszystkim sam poszkodowany wiele zaznał przy tej okazji bólu.

McLean nie mógł mieć o to pretensji. Ukucnął obok ciała, wciąż dziwacznie wykręconego i połamanego przez rzeczny nurt. Nie widział twarzy. Bez wątpienia był to mężczyzna. Dowód, choć mały i skurczony, nie budził wątpliwości. Podobnie jak fakt, że denat nie miał ciemnej skóry. Tu i tam błyskały nieliczne jasne fragmenty.
Resztę ciała, od stóp do głów, dłonie, palce, nawet penis, pokrywały tatuaże w formie ciemnych zawijasów.

Jednak trup NN przy morderstwie popełnionym na rodzinie i samobójstwie znanego i wpływowego bardzo szybko schodzi na dalszy plan. Jednak, jak to czasem bywało McLean drąży i szuka, szuka i znajduje odpowiedzi tam, gdzie nikt inny nie odważyłby się nawet zajrzeć. I jak się okazuje, to, co najmniej przewidywalne czasem może przynieść zaskakująco miłe odpowiedzi, choć trzeba się nachodzić i mocno zmarznąć, aby coś nie coś znaleźć.
James Oswald już nie raz sprawił mi niespodziankę i przyznać muszę, że robi to ponownie. Na wszystkich Bobów tego świata jest to proza, której nie tylko nie można się oprzeć, ale czyta się ją z wyjątkową satysfakcją, spełnieniem w lekturze. Są książki i są powieści, które na stałe wpisały się do mojej świadomości.
Jest Emma w dalekiej podróży i jest kotka pani McCutcheon. Jest też tajemnicza choroba sierżant Ritchie, która spędza sen z powiek inspektorowi, bo w jakiś sposób przywiązał się do tej dziewczyny. Jest to i wiele innych, pasjonujących wątków, które mnożą się, powielają, tym samym nam, czytelnikom, dając trudną do opisania radość i euforię, dając wszystko to, czego oczekujemy od powieści wybitnej, od kryminału w sposób szczególny.

Minął kolejny dzień. Robimy postępy, ale jest ciężko. Za mniej więcej tydzień ruszamy do Polski, ale najpierw muszę załatwić kilka spraw. Podrap ode mnie kotkę pani McCutcheon. E XXX 

James Oswald, Z przyczyn naturalnych, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2015 
James Oswald, Skradzione morderstwo, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2015 
James Oswald, Pieśń wisielca, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2016

Brak komentarzy: